Nur, która od razu po wyjściu Selima z restauracji wsiadła w taksówkę, dotarła do domu w chwili gdy samochód Ergenca znikał z podjazdu.
Przekraczając próg domostwa stanęła niczym biblijna żona Lota. W holu rozgrywały się iście dantejskie sceny, szafka na buty była wywrócona, szklany wazon z komody roztrzaskany w drobny pył a u szczytu schodów leżał Iskander z zakrwawioną twarzą i do połowy opróżnioną butelką whisky.
- Iskander, na Allaha wszechmogącego co ci się stało?- zapytała zszokowana.
Brat podniósł głowę posyłając Nur pijacki uśmiech.
- A sso? Nie widać? - zapytał bełkotliwie.
Zaraz po wyjściu Selima i Martyny pociągnął kilka tęgich łyków z wcześniej rozpoczętej butelki a wszystko po to żeby się znieczulić.
- Kto ci to zrobił? - pytała wstrząśnięta nie rozumiejąc o co chodzi.
- Taaatuś Martyny! Tffffój Selimek...- wybełkotał.
- Jaki znowu tatuś?!
- Nie fiesiałaś?- zapytał. - On jest jej ojcem! Ten sssstary dziad sapłodnił Polkę! I ssso łyso ci?
- Nie rozumiem o co ci chodzi, ale w tym momencie to nie ma znaczenia. Jedziemy na pogotowie! - zarządziła.
- Nie jadę! Tak będę leżał!
- Jedziesz!- siostra wkurzyła się nie na żarty. - Jeśli nie wstaniesz to zaciągnę cię sama!
Mecz skończył się szybkim 3:0. Zaniepokojony nieobecnością Martyny Kubiak próbował się do niej dodzwonić, jednak na próżno. W słuchawce za każdym razem odzywała się poczta głosowa.
Cokolwiek już zdenerwowany, pojechał do Aksoyów. Otworzyła mu blada jak ściana Nur, a epicki bajzel za jej plecami wręcz bił w oczy.
- Gdzie jest Martyna? - zapytał Misiek bez wstępów, oczywiście po angielsku. - I co tu się stało?
- Iskanderowi odwaliło, zamknął Martynę, bo chciała iść na mecz - wyjaśniła Nur.
- No chyba mu zajebię - zawarczał Michał po polsku.
- Co proszę? - zdziwiła się Nur. - Martynie nic się nie stało, Selim ją wyciągnął i zabrał do siebie.
Dzik wyglądał jakby z uszu miała mu zaraz trysnąć para.
- Jaki znowu Selim? - ryknął. - I gdzie jest ten cały Ska... Iskander?
- Iskander jest w szpitalu, bo się pokaleczył jak robił tę demolkę - odpowiedziała Nur. - A Selim, to Selim Ergenc, czekaj, mam jego wizytówkę z adresem...
- Ten profesor! - oświeciło Miśka. - Dzięki!
Chwycił wizytówkę i zanim Nur zdążyła dokończyć wypowiedź, Michał już startował z piskiem opon. Do domu Ergenca zajechał w tempie w pełni godnym Szybkich i Wściekłych, stwierdzając przy tym, że jeśli profesorek też startuje do Martyny, to on, Dzik, nie ręczy za siebie.
Drzwi domu profesora były otwarte, Misiek wparował więc bez pukania. Może i załadowałby się od razu na salony, gdyby nie usłyszał rozmowy, dobiegającej z najbardziej reprezentacyjnego pomieszczenia profesorskiej siedziby.
- ...nie wiedziałem, że mam dziecko - mówił Selim smętnie. - Ona nic mi nie mówiła o ciąży.
Oho! Dzieciaty! I na litość bierze! Dzik zgrzytnął zębami. Zaraz mu pokaże litość, cwaniaczkowi jednemu!
- Nie wiedziałeś? - Martyna była wyraźnie wstrząśnięta.
- Widzisz, ja i twoja matka poznaliśmy się na studiach. To był burzliwy, upojny romans, który skończył się, gdy dobiegł końca mój pobyt w Polsce. Pisałem potem listy do Edyty, ale nigdy nie odpisała. Myślałem, że o mnie zapomniała. Dopiero gdy przyjechałaś na praktyki i zobaczyłem jej zdjęcie w twoim portfolio... Poskładałem fakty i domyśliłem się prawdy... A ona nie zaprzeczyła. Jestem twoim ojcem. Taka jest prawda.
- Dolej mi tej whisky, proszę - głos Martyny wyraźnie drżał. - To chyba trochę za dużo wstrząsów naraz.
- Zaraz - Kubi, zapomniawszy ze szczętem o dobrych manierach, wkroczył do salonu.- Jak to pan jest ojcem Martyny?
Selim spojrzał na niego nieufnie.
- A kim ty jesteś, młody człowieku, oprócz tego, że siatkarzem?
- Twoim potencjalnym zięciem - powiedziała Martyna słabo, po czym pociągnęła tęgi łyk whisky.
- I dlatego żywo mnie obchodzi dobrostan Martyny - oznajmił Kubi stanowczo. - Nie rozumiem co tu się dzisiaj dzieje!
- Skafandrowi zaciął się suwak - whisky wyraźnie zaszumiała w głowie Martyny. - W mózgu. Odwaliło mu na całą kitę. I przy okazji wyszło na jaw, że mój profesor jest także moim ojcem, który wcale nie porzucił mnie prenatalnie.
- Ja się chyba też napiję. - jęknął słabo Misiek. - Czy mógłbym prosić o kieliszek czegoś mocnego?
- Pewnie. - odpowiedział Selim.
Jakąś godzinę później domu Ergenca pojawiła się Nur a ten bez zbędnych informacji opowiedział mu jak się sprawy mają.
Aksoyówna ledwo nie mogła przetrawić tej informacji. Jej facet był ojcem jej przyjaciółki?
- Czujesz dalej coś do jej matki?- zapytała pełna obaw.
Ergenc spojrzał na nią swymi błękitnymi, przepastnymi oczami.
- Co najwyżej wstręt. - rzekł poddenerwowany. - Zrozum, ta kobieta pozbawiła mnie bycia ojcem na niemalże ćwierć wieku! Nie widziałem jak moja córka się rodzi i dorasta. Nie nauczyłem jej jeździć na rowerze nie kupiłem pierwszego samochodu. Nie widziałem jak zdaje egzaminy. - schował twarz w dłonie.
Nur podeszła do niego przytulając go najmocniej z całych sił.
- Ale będziesz ją miał przez resztę swojego życia. - pocieszała głaszcząc go po plecach. - Poza tym Martyna odziedziczyła po tobie talent do fotografii, sam powiedziałeś że to twoja najlepsza studentka.
- Nur...- zapłakał profesor. - Wiesz że straciłem coś nieodwołalnie i że my razem nigdy nie będziemy mogli mieć dzieci? Powiedz mi po co ci taki stary i bezużyteczny facet?- zapytał.
Turczynka odsunęła się od niego biorąc się pod boki.
- Nigdy, ale to przenigdy nie mów o sobie stary a tym bardziej bezużyteczny! - zagroziła. - Jesteś miłością mojego życia i jesteś mi bardzo potrzebny! A dzieci możemy adoptować, jeśli tylko będziesz tego chciał.
Cokolwiek wstawioną łyskaczem Martynę zabrał Kubi, twierdząc, że po wstrząsach należy jej się odpoczynek i już on o to zadba. Martyna nie oponowała, gdyż było jej w gruncie rzeczy wszystko jedno.
- Do dupy to wszystko - jęknęła, opadając na kanapę w Miśkowym salonie. - Pieprzę takie życie!
Michał wystawił głowę z kuchni, gdzie przygotowywał herbatę.
- Jakie? - zdziwił sę.
- No takie! Jak nie bomba, to pomylony Sweter... nie, zaraz, Skafander, jak nie Skafander, to nagłe rewelacje jak z meksykańskiej telenoweli! Ja pieprzę takie coś!
Dzik wyłonił się z kuchni, taszcząc przed sobą tacę, na której znajdowały się szklanki z herbatą, cukiernica i kopiasta miska truskawek.
- Proszę, herbatka i coś na poprawienie nastroju - rzekł, stawiając cały nabój na stole.
Martyna zrobiła minę człowieka, który spalił sześć wsi i przymierza sę do siódmej.
- Nic mi dzisiaj nie poprawi humoru - wymamrotała.
- Nic? - Misiek usiadł obok niej.
- Nic.
- A ja myślę - Dzik objął ją jednym ramieniem, wolną ręką zaś sięgnął po truskawkę, którą zamaczał w cukrze. - Że masz zajebiste życie. No bo zobacz: jesteś świetną fotografką, masz zarąbistego nauczyciela, który jest także twoim ojcem, praktyki w egzotycznym kraju, żyć nie umierać!
- Też mi plusy - parsknęła Martyna, ale wyglądała odrobinę mniej ponuro. - Moja matka wpierała we mnie, że ojciec nie chciał mnie znać! Porzucił mnie zanim się urodziłam!
Misiek pożarł ze smakiem truskawkę.
- Ale teraz już wiesz, że nie porzucił, wręcz przeciwnie nawet - zauważył pogodnie. - Truskaweczkę?
Obtoczył kolejny owoc w cukrze i podał Martynie. Tak przy tym spojrzał słodko, że dziewczynie coś w środku zmiękła. Otworzyła usta i pozwoliła włożyć w nie owoc, pachnący słońcem, słodyczą i odrobinę Kubiakiem.
- Poza tym - rzekł Misiek, przytulając do siebie mocniej Martynę. - Nie wspomniałem twojego największego plusa.
- Jakiego? - zapytała, moszcząc głowę wygodnie na jego szerokiej piersi.
Dzik ze spokojem pochłonął kolejną truskawkę.
- Mnie! - rzekł po prostu. - Masz mnie, a ja cię będę bronił przed Skafandrami z zaciętymi suwakami.
Martyna uniosła się nieco i popatrzyła na niego.
- Mmmm - zamruczała. - To brzmi słodko. A'propos słodko, wiesz, że masz cukier w brodzie?
- Gdzie? - Michał przegarnął zarost wolną dłonią.
- A tu - zamruczała Martyna, strzepując kryształki z Miśkowego policzka. - I jeszcze tu... Co ty właściwie robisz?
Misiek bowiem zaczął całować jej twarz i usta.
- Sprawdzam - wymamrotał z ustami gdzieś przy jej policzku. Jego oddech połaskotał jej skórę. - Co jest słodsze, te truskawki, czy ty?
- I co?
- To wymaga bardzo szczegółowych badań...
Otoczył ją ramionami i przycisnął do siebie. Martyna przylgnęła do niego bezwiednie. Ich usta spotkały się w namiętnym pocałunkach, przerywanych tylko na chwilowe zaczerpnięcie tchu.
Michał ułożył dziewczynę na poduszkach pochylając się nad nią niczym mityczny kolos. Nagle wszystkie zmartwienia zniknęły jak zdmuchnięte a w głowie kołatała się tylko to co w tej chwili przeżywała.
W końcu Misiek się opanował i niechętnie oderwał się od ust dziewczyny. Martyna była wszak pod lekkim ale zawsze to wpływem alkoholu. A on kobiet spożywających nie wykorzystywał.
- To już koniec?- westchnęła zawiedziona gdy Kubiak odsunął się na stosowną odległość.
- Wypilaś a poza tym miałaś za sobą ciężki dzień. To nie jest odpowiednia chwila na...
- Na seks?- weszła mu w słowo. - Przecież to nie byłby nasz pierwszy raz.
- Ale wtedy głupio wyszło. Rzuciliśmy się na siebie a potem doszło do spięcia i nic nie było tak jak potrzeba. - mruknął.- Ja bym wolał żebyś potem tego nie żałowała.
- Nie będę.
- Wiem. Dlatego poczekamy na odpowiednią chwilę. Ale wtedy obiecuję ci polecimy razem do gwiazd.
- Jak astronauci z NASA!
Czas płynął jak woda, aż wreszcie stał się kwiecień. W Niedzielę Wielkanocną Andrzej Wrona i Jagna Ignaczak zdecydowali związać się świętym węzłem małżeńskim. Na miejsce uroczystości wybrali urokliwy, drewniany kościółek w Muzeum Wsi Mazowieckiej w Sierpcu. Większość gości zajeżdżała zwyczajnie samochodem przed przynależny do muzealnego kompleksu hotel, gdzie porezerwowane były noclegi dla weselników, państwo Lewandowscy jednak musieli zrobić duże show.
Narastający ryk silnika gdzieś w niebiesiech zatrzymał Igłę z małżonką i progeniturą, zmierzających spod hotelu w stronę alei głównej, w pół kroku.
- Co to za cholerstwo? - zdziwiła się Iwona. Na jej pytanie odpowiedział niezwłocznie Sebastian.
- Tata, patrz, helikopter! - wrzasnął mianowicie.
- O kurrrr.... - Igła przypomniał sobie o słuchającej młodzieży i się zreflektował. - ...tyna wodna, faktycznie!
Wyjął kamerę i uruchomił ją, celując w powiększający się coraz bardziej czarny punkt na niebie.
Warkot narastał i narastał, aż stał się głośny nie do wytrzymania. Spanikowane konie biegały po pobliskim padoku z rozwianymi grzywami, a z przeciwległej strony głównej alei rozległ się rozpaczliwy ryk przerażonej krowy.
Ignaczakowie wyjrzeli przez główną bramę.
- Mleko jej się w cyckach zsiądzie z tego wszystkiego - stwierdziła Iwona.
- Mama, a jakby zjadła truskawki, to by było truskawkowe? - chciała wiedzieć Dominika.
- Nie, zwykłe - odpowiedział machinalnie Krzysztof, kręcąc śmigłowiec, który przygotowywał się do lądowania.
Usiadł wreszcie na łące przy skansenie, a z wnętrza wysiedli dostojnie państwo Lewandowscy.
- Chyba się nie spóźniliśmy? - Lewy błysnął uśmiechem numer pięć w kierunku Ignaczaków.
- Na ślub Andrzejka i Jagny, czy na pogrzeb tych wszystkich zwierzaków, które zeszły na zawał przez ten wasz latający mikser? - zapytał cierpko Krzysztof.
- No przecież nic takiego się nie stało - odparła Anna, szczerząc się od ucha do ucha, na wypadek, gdyby w krzakach siedział jakiś paparazzi.
- Kochana, ty masz jakiś tik? - zatroskała się fałszywie Iwona. - Mam magnez, mogę ci dać!
- Dziękuję, nie trzeba, ja jestem dietetyczką - odparła chłodno Anna.
Przed pierwszym rzędem ławek w kościele parkowała podwójna spacerówa, w niej zaś siedzieli dwaj eleganccy dżentelmeni, odziani na tę okazję w garniturki i fantazyjne muchy pod szyją. Igła, ujrzawszy swoich chrześniaków, najpierw klasnął z zachwytu, potem zaś zaczął dokładnie ich filmować.
- Daj - zażądał jeden z miniaturowych dżentelmenów, wyciągając pulchną łapkę w stronę kamery.
- Krzysiu, nie wolno - zganiła któraś z babć.
- To Krzysio? - ucieszył się Krzysztof. - Moja krew!
- DAAAAAAAA! - rozdarł się Krzysio. Igła wyłączył kamerę i podał ją maluchowi.
- Tylko nie upuść - poinstruował.
Malec obejrzał urządzenie z ciekawością, polizał obudowę, po czym wycelował obiektyw w Igłę.
- Mejuje! - ogłosił. - Sisio mejuje!
- A zostaniesz siatkarzem? - zapytał Krzysztof podstępnie.
- Siaziem! Tiak! - zgodził się malec.
- Mam następcę! - kwiknął Igła uszczęśliwiony.
Kilka minut później goście zajęli ławki, pan młody wraz ze swoim drużbą Karolem Kłosem stanęli w odpowiednim miejscu a główną nawą ku ołtarzowi sunęła panna młoda w asyście swojego ojca.
Wrona - dzisiaj odziany w ciemnogranatowy garnitur patrzył wzruszony Jagnę zmierzającą ku niemu w eleganckiej, koronkowej sukni.
Martyna i Igła szaleli ze swoimi zabawkami, Dudzicka przeklinała szpilki, które za namową Marian zdecydowała się założyć.
- Chyba nie chcesz wyglądać jak kurdupel i pokraka przy Michale?- zapytałą gdy wybierały się po kiecki.
W istocie nie chciała. I teraz musiała się męczyć w dziesięciocentrymetrowych utrapieniach.
Dzik spojrzał na Dudzicką w czerwonej sukience i aż spuchł z dumy.
Pięknie dzisiaj wygląda. - pomyślał.
Niecałą godzinę później państwo Wronowie opuścili kościółek obrzuceni płatkami róż, groszówkami i tonami ryżu.
Martyna robiąca właśnie zdjęcie młodej pary została zaczepiona przez dwie blondynki odziane w różowo-pudrowe sukienki.
- Cześć. - odezwała się młodsza z nich.
- Pamiętasz nas?- zapytała starsza. - Mieszkałaś z nami w Arłamowie!
- Aaaaa księżniczka i wiedźma?!- Martyna w mig sobie przypomniała. - Dzisiaj obie wyglądacie przepięknie. - rzekła z uznaniem, pstrykając im zdjęcia.
- Mamy do ciebie pytanie. - przemówiła poważnym głosem Manoline- córka Antigi.
- Słucham?- zapytała równie poważnie Dudzicka.
- Bo słyszałam jak tata rozmawiał z wujkiem Stefanem i powiedzieli że ty i wujek Dzik romansujecie! - wypaplała Dominika- córka Igły.
- Ożenisz się z wujkiem Dzikiem?- zapytała Manoline.
Zaskoczona Martyna niemalże wypuściła z rąk aparat, słysząc chrząknięcie opartego o drzewo Kubiaka z łobuzerskim uśmieszkiem na twarzy.
- No to co ożenisz się ze mną?- zapytał wybuchając śmiechem.
_______________________________________________________________
Witajcie!
Zgodnie z zapowiedziami rozpoczynamy weekend z Dzikiem i Martyną!
Mamy nadzieję że rozdział przypadnie Wam do gustu!
Życzymy miłego czytania!
Fiolka&Martina :)
Fantastyczny!
OdpowiedzUsuńNajlepsza końcówka.Jestem ciekawa odpowiedzi Martyny. Myślę, że może się zgodzi.
OdpowiedzUsuńPrzyznam, że spodziewałam się znacznie bardziej porywczej reakcji Martyny na wieść o tym, że Selim jest jej ojcem, a ona przyjęła ją z dużym spokojem i co najważniejsze - nie usiłowała podważyć prawdziwości jego wersji wydarzeń, co mogłoby być bardzo prawdopodobne.
OdpowiedzUsuńAleż słodko się zrobiło między Dzikiem a Dzicką! Aż trudno uwierzyć, że na samym początku tak ze sobą "wojowali" ;) No i ta końcówka - wygląda na to, że Misiek coraz poważniej zaczyna myśleć o przyszłości z Martyną, zresztą ona sama przedstawiła go ojcu jako potencjalnego zięcia.
Państwo Lewandowscy... No tak, jak zwykle musieli zaliczyć mocne wejście :P Brakowało jeszcze spływającego na nich strumienia świateł reflektorów.
Mówiłam już, że uwielbiam Waszego Igłę?
Pozdrawiam :)
Na końcu prawie padlam ze śmiechu. Proszę was ja chcę żyć jeszcze a nie zasmiać się na śmierć.
OdpowiedzUsuńJezu, dawno się tak nie śmiałam xd ja tam uwielbiam wszystkich Waszych bohaterów! Końcówka najlepsza, chociaż nie. Najlepsza była rozmowa Iwony z Anią 😁
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Świetny czekam na kolejne a najbardziej najlepsze było dziewczynki i rozmowa Iwony z Anią
OdpowiedzUsuńjejku.... w takim momencie urwać? :D :D
OdpowiedzUsuńNie mam siły na długi kom więc napisze tylko.. Cudo! ;* Buźka! ;*
OdpowiedzUsuńI takie rozdziały to mi się podobają ;D elegancko ;) czekam na kolejny !
OdpowiedzUsuńUuuu na bogato ♡ Oczywiście końcówka wymiata!
OdpowiedzUsuńKiedy nowy na Julce i Buszu?
OdpowiedzUsuńWitam autorki. Świetnie piszecie :) mam do was pytanie :D
OdpowiedzUsuńPytaj :)
UsuńCzy jest możliwość wznowienia "Pełni grzechu"? Bardzo niedawno natrafiłem na ten blog i muszę przyznać, że jest naprawdę dobry. Jestem wielbicielką Pana Antigi. Zauroczył mnie już jako przyjmujący w Bełchatowie :) jest bardzo mało opowiadań o nim, a Wasze zapowiadało się absolutnie świetnie :)
UsuńPozdrawiam
Nadrobiłam! Świetne opowiadanie, nie wiem czy dobrze zrobiłam, ale przez całe czytanie słuchałam "I see fire" Eda Sheerana :D Niezwykle klimatycznie mi się zrobiło. Misiek i Martynka są mega uroczy <3 Gdy tylko zabrałam się za pierwszy rozdział znalazłam mnóstwo rzeczy, dzięki którym wiedziałam, ze się nie zawiodę. Pozdrawiam cieplutko Was obie i czekam na następny rozdział :*
OdpowiedzUsuńDlaczego ja wcześniej nie skomentowałam tego rozdziału? No dlaczego?
OdpowiedzUsuńNaszczęście nadrabiam zaległości i komentuje teraz.
Uwielbiam to opowoiadanie. Zresztą kocham wszystkie wasze opowiadania.
Między Miśkiem i Martyną jest teraz słodko i uroczo. I bardzo dobrze, odorbina spokoju jeszcze nikomu nie zaszkodziła, a i czytelnicy mogą odetchnąć z ulgą, że im się układa.
Wejście Lewandowskich rozwaliło system. Oficjalnie leżałam na podłodze. Dodatkowo jeszcze scena z Manoline i Dominiką... sama słodycz. Jak to sobie wyobraziłam, to normalnie różowo mi się przed oczami zrobiło. Rozpływam się.
Z zniecierpliwieniem czekam na następny rozdział.
Pozdrawiam
Violin
O nie ja tutaj placze ,chcę następny ,niski
OdpowiedzUsuńKiedy nowy? :(
OdpowiedzUsuńKiedy nowy? :(
OdpowiedzUsuńHalo halo ja tu czekam na rozdział! :) ;)
OdpowiedzUsuńNadrobilam wszystko! Jedno słowo --> cudo ❤ Czekam na kolejny. Dlaczego tak rzadko dodajecie rozdziały? :(
OdpowiedzUsuń