wtorek, 30 października 2018

Rozdział XX " Jak mu się k***a nudzi, to niech się pobawi cyckiem!"

Michał obudził się słaby jak niemowlę z bólami mięśniowymi, lekką gorączką i wyschniętym na wiór gardłem. Zanim zdążył się na dobre docucić do pokoju wparował Damian Wojtaszek niosąc ze sobą tacę z jedzeniem. Postawiwszy wszystko na stoliku koło telewizora, klapnął na skraju dzikowego łóżka.
    - Jak się czujesz?- zapytał z troską. – Wyglądasz marnie.
    - I tak się czuję. – stęknął Misiek podciągając się do pozycji siedzącej. – Ale jestem głodny.
Damian podniósł się z łóżka biorąc ze stolika tacę  i układając na kolanach kapitana.
    - Proszę, pyszny rosołek, sam Vital dla ciebie przyrządził gdyż nie dowierza tutejszym kucharzom. – zaśmiał się libero.
    - Rosołek? I ja mam od tego wyzdrowieć? – Michał spojrzał na parującą zupę. – Jeszcze gotowany ręką Heynena?
    - Ej, to naprawdę jest dobre wszyscy dzisiaj rano to jedli nawet skacowany papa Drzyzga. Vital gotuje lepiej niż ta blondzia w loczkach co to uzdrawia knajpy, jak jej było?
    - Gessler.
    - No właśnie, Vital mógłby spokojnie ją zastąpić a jakby się przyjrzeć ,to nawet jest podobny do tego Ramsay’a co rzuca we wszystkich garnkami. – Damian próbował rozbawić Kubiaka, jednak ten nie miał kompletnie na nic siły. Wziął się jednak za konsumpcję rosołu Vitala, przyznając w duchu, iż trenerowi całkiem nieźle wyszło to danie. Gdy był pod koniec spożywania posiłku, nagle coś mu się przypomniało.
    - Damian, czy ty spałeś tutaj w nocy?- zapytał do buszującego w komodzie Wojtaszka. – Byłem na chwilę żeby przynieść ci świeżą wodę i leki tabletki od doktorka a co?
    - Nic takiego, coś mi się przypomina. – mruknął smętnie odkładając talerz na stół. – Pozdrów chłopaków ode mnie i życz im szczęścia. Mam nadzieję, że skopiecie tyłki Argentyńczykom.
    - Nie bój żaby Michaś, będziemy próbowali wygrać bez ciebie. - Damian zebrał półmisek na tacę i zniknął z pokoju pogwizdując wesoło.
    Kubiaka zaś pochłonęły rozmyślania o poprzedniej nocy. Słabo ją pamiętał, gdyż gorączka ustąpiła dopiero nad ranem, ale jedna, natrętna myśl nie dawała mu spokoju. Wydawało mu się niemalże w stu procentach, że całował się z Martyną i wyznawali sobie miłość, ale prawdopodobieństwo jej obecności w jego pokoju była bliska zeru. Kolczatka i miłość? Chyba go całkiem popierniczyło od tego wirusa. Co prawda pomogła mu gdy zemdlał a potem wygłupił się jak ostatni debil jakimś łzawym wyznaniem, ale musiała zdawać sobie sprawę, że był wtedy nieświadomy tego co mówi. Nie kochał jej. Nie po tym co mu zrobiła i jakie były dla niego dwa ostatnie lata. Ta kobieta to chodząca katastrofa i zagrożenie dla niego. Odkąd się poznali trzy lata temu, cały czas darli ze sobą koty jak dwa wygłodniałe drapieżniki. Co prawda, przez jakiś czas kręciło go dokuczenie jej a seks w ich związku był jak to głupie określenie Francuzów:”La petite morte”, to jednak nie samymi uniesieniami damsko- męskimi żyje człowiek. Gdyby wtedy w Brazylii nie pokłócili się na śmierć i życie, to zapewne znalazłaby się jakaś inna ku temu okazja.
    Tymczasem Martyna doskonale uświadamiała sobie co i komu powiedziała w nocy. Jej nieobecność w pokoju została zarejestrowana przez Kaśkę i niestety także przez wracającego z pokoju Jurka Mielewskiego, Kadzia i Igłę napojonych przez Misia elektrolitami. Ów wspomniany wcześniej Miś nie był jednak bezbrodatym Kubiakiem, lecz bardzo sympatycznym operatorem kamery z Polsatu Sport. 
Igła, skacowany po nadużyciu rzeczonych elektrolitów podczas śniadania marudził jak stara baba.
    - Jezu, za jakie grzechy? – stęknął wrzucając do szklanki z wodą tabletkę przeciwbólową. – Głowa mi pęka!
     - Nie trzeba było tyle chlać. – zaśmiał się Marcin Lepa, który zasnął w połowie trzeciej flaszki, bułgarskiej wódki i nie miał takiego kaca.
Krzysztof spiorunował go wzrokiem.
    - Kadziu mnie zmusił!
Martyna zakrztusiła się kawą, którą się raczyła.
    - Związał cię i wlewał do gardła siłą?- zapytała z jadowitą słodyczą. 
Kaśka kwiknęła z uciechy a Jurek niepostrzeżenie włączył nagrywanie w swojej komórce.
    - Bardzo śmieszne. – obruszył się były libero. – Ty nam lepiej powiedz, co w nocy robiłaś poza pokojem.
Oczy zebranych skierowały się na Dudzicką, która zachowała jednak kamienną minę.
    - Byłam na spacerze, jestem pełnoletnia.
    - A ten spacer nie był przypadkiem w pokoju kogoś, kto ma przezwisko jak pewne leśne zwierzę? – drążył niezmordowany Igła.
    - Jeleń?- zaproponował Lepa.
     - Sam jesteś, kurwa, jeleń. Dzik, dziki, chory i niezdolny do skoku w żołędzie!- ryknął Krzysztof. 
    - Chłopcy, na litość czy możecie zamknąć twarzo-szczęki na jakiś czas? – zapytał arcyuprzejmie papa Drzyzga odkładając łyżkę, którą sekundę wcześniej konsumował rosół Heynena.
    - Przepraszamy trenerze. – odpowiedzieli unisono.
    Kilka godzin później w warneńskim Pałacu Kultury i sportu rozpoczęło się spotkanie Albicelestes z Biało – Czerwonymi. Na początku nasi weszli w mecz z tak zwanego buta, pełni werwy z zaciętymi minami tłukąc Argentyńczyków. Bułgarskie fanki mdlały na widok Conte, który po każdej udanej zagrywce uśmiechał się jakby przed chwilą dostał Oscara. Dobra passa skończyła się w drugim i trzecim secie, tak jakby ktoś odłączył Polakom zasilanie. Nic się nie kleiło, zagrywka kulała, blok był mocno podziurawiony, nawet Kurek który odkrył na tym turnieju swoje prawdziwe ja nic nie wskórał. Vital miotał się przy ławce trenerskiej jakby ktoś wrzucił mu w spodnie chrabąszcza.
    - Chłopaki, kurwa musimy się ogarnąć!- Fabian usiłował motywować zespół po trzecim secie.
    Motywacji starczyło jednak tylko na czwartego seta, którego jakimś cudem udało się wygrać. Tie break nie ułożył się jednak po naszej myśli, czego zwieńczeniem był skuteczny atak Sebastiana Sole, który zwieńczył spotkanie.
     Chłopcy wracali do hotelu w podłych nastrojach prawie się do siebie nie odzywając. Jedynie Kwolek z Kochanowskim i Wojtaszkiem przyciszonymi głosami omawiali spotkanie. Vital łyknął sobie waleriany, czując że jeśli się nie uspokoi to niechybnie dostanie zapaści.
    W hotelowym pokoju Michał również szalał, tym razem podczas rozmowy ze swoim ojcem, Jarosławem.
    - Michał, synu na litość czy ty nie dbasz o swoje zdrowie?! – poirytowany Kubiak senior sarkał w słuchawkę telefonu. – Jako ojciec zabraniam ci narażać zdrowie swoje, moje i matki, która już bukowała bilety żeby zaciągnąć cię do szpitala. Nie możesz zagrać z Francuzami!
    - Wolę umrzeć na boisku niż na kanapie. – odpowiedział mu młodszy syn. – Tato, przecież ty mnie tego nauczyłeś!- dodał dla potwierdzenia wagi swoich słów.
Po drugiej stronie linii nastąpiła wymowna cisza.
     - Synu, czasami chciałbym, żebyś był mniej ambitny, ale cokolwiek zrobisz to będę cię wspierał. Na razie powstrzymam matkę, ale jak ci się pogorszy to żadna siła nie powstrzyma nas żeby cię stamtąd nie zabrać.
    Gdy Michał kończył rozmawiać do pokoju wparował Kurek z Kochanowskim i Kwolkiem, zaraz za nimi przyczłapał potargany Grzesio Łomacz i ulizany po kąpieli Fabian Drzyzga, pochód zaś zamykał Szalupa i Wojtaszek z boomboxem. Pierwsza trójca rozwaliła się na łóżku Wojtaszka, Gregor przysiadł w nogach posłania Kubiego, Szalupa usadził tyłek na biurku obok telewizora a zaradny Damian zrzucił brudne ubrania z krzesła.
    - Tylko nas nie zabijaj. – zaczął Fabian. – Spierdoliliśmy ten mecz koncertowo.
    - Weź już nie przesadzaj. – odpowiedział mu Kurek. – Dwa- trzy to nie jest jeszcze takie bicie, gorzej jakby po naszej stronie było jajo.
Kwolek kwiknął z uciechy.
    - A ty z czego rżysz osiole? – zapytał go Kochanowski.
    - Chyba ośle, debilu. – odpysknął Bartek. 
I takim sposobem rozpoczęła się regularna pyskówka między młodzieżą. Michał modlił się w duchu żeby nie wybuchnąć śmiechem i zachować resztki kapitańskiej powagi.
    -… sam jesteś melepeta, skończyłem liceum i zdałem nawet maturę. – pyskował dalej Kochanowski.
    - Tak samo jak ten geniusz z Matura to bzdura, Muzaj?- wyzłośliwiał się Kwolek.
Jeszcze chwila a doszłoby do regularnej bijatyki, ale w porę zareagował Fabian uciszając młodych adeptów siatkówki.
    - Panowie a co wy jesteście jakaś gimbusiarnia?- zapytał jadowicie. – Tutaj jest kadra, nie „ Roast u Kubiaka” – dalej obsztorcowywał kolegów. 
    - A pamiętacie cztery lata temu jak Zbigniew się urżnął i przysposobił dmuchaną lalkę?- Misiek chcąc rozładować napięcie przypomniał o niechlubnym wydarzeniu z życia najlepszego kolegi.
    - Jak jej było na imię?- zapytał Kuraś. – Iwona? Irmina?
    - Irena!- podpowiedział Szalupa.
Wszyscy spojrzeli na Artura z konsternacją. Skąd u licha dowiedział się o tej akcji skoro z tamtej kadry w tym pomieszczeniu ostali się tylko Kubi, Kuraś i Fabian.
    - A ty skąd masz takie informacje, Szalupa?- zapytał Kurek.
    - Jak to skąd?Od Igły, opowiadał mi kiedyś o tej akcji sprowadzania go z plaży pod nosem Antigi i płomienne wyznania Zbigniewa do Irenki.
    - Mogłem się domyślić, że od Igły. – Kubi spojrzał na kolegów. – Ten stary pleciuga cały czas coś kombinuje.
     - Krzysztof robi to z troski o ciebie. – słusznie zauważył Kurek.
     - A ja uważam, że Igle się zwyczajnie nudzi. – odpowiedział mu Fabian.
     - Jak się kurwa nudzi, to niech się pobawi cyckiem!- zagotował się kapitan.
    Ta wypowiedź była puentą męskiego spotkania, które miało na celu rozładowanie emocji po meczu z Argentyną. 
    Dwa piętra niżej jedno z źródeł trosk Kubiaka czyli Kolczatka rozmyślała właśnie nad poprzednią nocą w pokoju Kubiaka. Nie miała za bardzo z kim o tym pogadać, bo Marian dalej była na nią obrażona a Jagnie nie chciała zawracać głowy, przy bliźniakach i małej Marcelinie była zarobiona jak jakaś niewolnica Izaura. Kaśka miała jakiegoś live’a z jaśnie oświeconym i nieomylnym dyrektorem Marianę Kmitą, a reszta ekipy raczyła się elektrolitami w pokoju Mielewskiego.
    Gdy fotografka wybierała się na spacer, żeby jeszcze bardziej się zdołować do jej pokoju bez pukania wparował Kubiak. Odziany w pluszowy, hotelowy szlafrok z potarganymi włosami i jednodniowym zarostem za to blady jak giezło.
     - Nie potrafisz pukać?- zapytała mało serdecznie. 
    - A ty pukałaś zanim wparowałaś w nocy do mojej sypialni i rzuciłaś się na mnie?- zapytał ironicznie. 
Dziewczyna oblała się purpurą od koniuszków paców aż po cebulki włosów.
    - Ja? Rzuciłam się? – zapytała z niedowierzaniem.
    - A jak nazwiesz obłapianie mnie i wyznania miłosne? – odpowiedział pytaniem, jego głos ociekał kpiną i szyderstwem a tego dla Martyny było za wiele.
To ona wstaje w nocy i sprawdza czy żyje, jak jakaś pierdolona doktor Quinn a ten śmie jeszcze mieć pretensje?
     - Nic takiego nie miało miejsca. – oburzyła się jak święta turecka. – Za to ty wyznawałeś mi na korytarzu, że beze mnie nic nie jest takie samo.
     Kubiak podszedł bliżej a z jego wymizerowanej twarzy biła taka bezczelna pewność siebie, że w Dudzickiej zaczęło się gotować. Niezrażony tym Kubiak jął bawić się puklem jej włosów okręcając go sobie wokół palca.
     - Kłamczucha. – zaśmiał się bezczelnie. – A to co powiedziałem, to prawda. Bez ciebie moje życie nie jest takie samo i byłabyś łaskawa przestać mnie nachodzić, bo jeszcze sobie pomyślę że znowu na mnie lecisz.
     - Ty parszywy sukinkocie!- wrzasnęła fotografka chcąc zdzielić go w twarz, Kubiak jednak zareagował iście siatkarskim refleksem w porę powstrzymując jej dłoń w żelaznym uścisku swojej.
     - Nie radziłbym. – syknął jak kobra egipska.
    - Bo co?!- wyrwało się Martynie.
Nie odezwał się tylko przyciągnął ją do siebie tak mocno, że przywarła do jego torsu czując stalowe mięśnie pod puchatym szlafrokiem. 
Kubiakowe oczy lśniły niczym dwa szmaragdy wpatrując się w zarumienioną ze złości Dudzicką. Jak bardzo tęsknił za tymi przepychankami do wczoraj nawet nie zdawał sobie z tego sprawy.
     Martyna myślała że ten idiota zaraz ją pocałuje, ale ku jej zdziwieniu po chwili uwolnił jej dłoń odsuwając się od niej i wychodząc bez słowa. 
Została tak na środku pokoju rozpalona złością i czymś, co tak skrzętnie usiłowała ukryć. Michał zaś będąc już na korytarzu uśmiechnął się pod wąsem.


„Nic mu się nie przyśniło, ta mała zołza wczoraj w nocy całowała go, gdy był w malignie”. 
____________________________________________
Witajcie! 
Powoli zbliżamy się ku końcowi naszej wspólnej drogi. Dobra, zabrzmiało tak jakby rozlatywało się jakieś małżeństwo, czy coś ale komunikat jest taki: To nasze ostatnie opowiadanie! Jeszcze maksymalnie pięć rozdziałów + epilog. Nie chcemy, żeby z I see zrobiła się meksykańska telenowela, albo inny turecki tasiemiec. Już i tak bujamy się z "Dzikami" od czterech lat i zawsze coś nam przeszkadza, żeby tę historię dokończyć. Cóż, fajnie było pisać dla Was. Tyle lat, tyle historii udanych jak Run to you czy Siostrzyczki i mniej udanych albo nie skończonych. Dobra, bo wyjdzie nam tu elaborat a nie komentarz pod rozdziałem.
Łapcie uśmiechniętego dzika i czytajcie!
                                 Pozdrawiamy Fiolka&Martina :)

wtorek, 23 października 2018

Rozdział XIX- "Jak do tego doszło?! Nie wiem."



    Martyna bez skutku próbowała docucić nieprzytomnego Miśka. Dotknąwszy jego czoła z przerażeniem stwierdziła, że jego skóra była rozpalona jak piec hutniczy.
    - Michał na litość boską! – potrząsnęła nim gwałtownie, przez co znowu wróciła mu świadomość. - Dasz radę wstać? – zapytała z troską.
    - Jezu, Martyna ja chyba umieram i jestem w piekle. – wysapał usiłując się wygramolić. -  Zemdlałem jak jakaś baba.
    - Członki niesprawne, ale jęzor dalej długi i miele trzy po trzy. – Dudzicka z niejakim wysiłkiem pomogła Kubiakowi przywrócić pion. Ten zachwiał się niebezpiecznie w jej stronę, ona zaś przy-grzmociła bokiem w ścianę.
    - Członki?- niczym diabeł z pudełka zza winkla wyskoczył Igła, na szczęście bez asysty oka kamery za to w towarzystwie Kadzia.  – Dziku znowu skaczesz na Martynę jak dzik w żołędzie?
     - Doszczętnie cię popierdzieliło, Ignaczak?!- warknęła Martyna, którą przypierał do ściany lekko nietomny Michał. – On jest chory!
     - Wiedziałem to od dawna. – mruknął Igła.
    - Pax, pax chrześcijanie…- Kadziu w porę powstrzymał kontynuację wymiany zdań pomiędzy swoim przyjacielem a koleżanką z pracy. – Krzysiu, patrz na Michała on faktycznie wygląda jak śmierć. – zauważył.
    - Jak to miło, że się o mnie tak martwicie. – jęknął kapitan reprezentacji. – Może byście pomogli wrócić mi do pokoju i zechcieli wezwać lekarza?- zapytał.
     Ignaczak i Kadziewicz w końcu załapali, że Michał nie narzuca się Martynie, tylko faktycznie coś z nim jest nie tak.  Złapali Kubiaka pod ręce z obu stron powoli holując w stronę jego pokoju, tymczasem uwolniona od ciężaru fotografka pobiegła do gabinetu doktora Sokala. Nie zastawszy go tam postanowiła poszukać go w hotelowej restauracji.
    Znalazła go gdy rozkoszował się ciastem z bakaliami i chałwą, popijając to wszystko mocną jak siekiera, czarną kawą.
     - Panie doktorze Michał Kubiak zasłabł. – rzekła konspiracyjnie.
    - Na twój widok, Maryniu? – zapytał lekarz uśmiechając się jak dobroduszny wujaszek. Nie wiedzieć czemu nie mógł zapamiętać jej imienia i zawsze nazywał ją Maryną.
    - Nie całkiem. – odpowiedziała zgodnie z prawdą. – Ma gorączkę i leżał niedaleko pana tymczasowego gabinetu.
    - Matko, kochana grypa? Czy zjadł jakieś świństwo? Mówiłem im żeby nie jedli na plaży, bo zaraz któryś dostanie rozstroju żołądka.
    - Wygląda to gorzej niż rozstrój żołądka. Może pan do niego zajrzy?
    - Niezwłocznie!
    
    Doktor Sokal z torbą lekarską w ręku objawił się w pokoju kapitana w chwili, gdy Kadziu i Igła próbowali powstrzymywać Michała przed rozebraniem się do rosołu. Starszy pan z miną człowieka, który widział w życiu już wszystko, dziarsko przystąpił do badania chorego.
    - Jak się masz przystojniaku?- zagaił wesoło. – Gorąco ci?
    - Zemdlał na widok Martyny, to musiało mu się zagotować pod mózgownicą. – kwiknął z uciechą Krzysztof. – Poza tym boli go żołądek, ale do kibelka nie lata. – zaraportował.
Kubiak spiorunował Sokala i Ignaczaka morderczym spojrzeniem, dodatkowo zaognionym trawiącą go gorączką.
    - Umieram. – jęknął tylko. – Jutro mecz z Argentyną, muszę być w pełni sił.
Doktor spojrzał na chorego z pobłażaniem, przy okazji zaglądając mu do gardła długim, drewnianym patyczkiem.
    - Zapalenie jak smok w żołądku sensacje dwudziestego wieku ,ciało trawi gorączka sobotniej nocy a ty chcesz jutro grać? – zapytał jowialnie. 
    - Dam radę. – rzekł twardo kapitan. – Nie jestem jakąś babą.
    - A jęzor dalej cięty… no nic zaordynujemy zastrzyki, po których może nie będziesz świecił, niech Wojtaszek przyniesie ci z kuchni bulion, pij dużo przegotowanej wody a jutro rano zobaczymy czy gorączka ustąpi. – zaordynował wyciągając z torby strzykawkę, igłę i ampułkę z lekiem. – No to panie Kubiak, gacie do połowy masztu i pośladkiem ku mnie. A wy moi mili idźcie łaskawie zawiadomić Picassa i poinformujcie Marynię o stanie naszego pacjenta.
    - Marynię?- zdziwił się Kadziewicz.
    - Tę, ślicznotkę co nam pstryka zdjęcia. Stoi na korytarzu i wydeptuje dywanik, chyba jej serce drgnęło jak zobaczyła tę sierotę.
    Poinformowana Martyna wróciła do swojego pokoju, ale w dalszym ciągu nie mogła przestać martwić się o Kubiaka. Właściwie powinna wrócić do swoich zajęć i obróbki zdjęć, ale gdy tylko próbowała skupić się na czymś przed oczami stawała jej wizja nieprzytomnego Miśka.
No i to jego wyznanie.
    - Gdy ciebie przy mnie nie ma, nic nie jest w porządku.
Najpewniej bredził w malignie, ale powiedział to z takim żarem, że tylko głazu by to nie poruszyło. Albo Kolczatki, ale nawet takie kolczatki jak ona mają serce.

    Tymczasem Vital w iście picassowskim zapamiętaniu jął sztorcować Michała, lekarza a nawet bogu ducha winnego fizjoterapeutę. Gdyby nie mitygujący go Mieszko Gogol, zapewne wpadły także do kuchni i przeprowadził tam coś na kształt Kuchennych Rewolucji.
     - Sacrebleau! Jakim cudem mój najlepszy zawodnik na dzień przed meczem drugiej fazy leży powalony jak kłoda? – zawył szarpiąc się za siwe włosy. – Jak do tego doszło?!
    - Nie wiem…- chrypnęło od strony łóżka chorego.
Mieszko parsknął śmiechem, ale zaraz spiorunowała go para jasnoniebieskich oczu trenera.
    - Co cię tak śmieszy?! – Heynen syknął jak kobra egipska.
    - Absolutnie nic. – odpowiedział Gogol.
    - A wy co macie mi do powiedzenia?- zwrócił wzrok bazyliszka w stronę sztabu medycznego.
    - A cóż my mamy wiedzieć? Czymś się zatruł ,a że organizm jest osłabiony to wdało się zapalenie gardła i gorączka. – odpowiedział lekarz zgodnie z prawdą.
    - Ja jestem fizjoterapeutą. – dodał drugi. – Nie kończyłem medycyny.
    - Meeeeeeeeeeeeeeeerde!- wymsknęło się trenerowi. – Weźcie mi stąd Wojtaszka i niech ktoś sprawdza, czy Michał żyje musi wydobrzeć!

    Kilka godzin później Martyna przewracała się w pościeli, co chwilę tłukąc poduszkę i nakładając kołdrę na głowę. Po kilkudziesięciu minutach takiej walki, wyliczeniu tysiąca przeskakujących przez płot baranów w końcu się poddała. Po cichu wysunęła się z łóżka, narzuciła na siebie cieniutki szlafrok a potem po omacku odszukała rzucone w kąt japonki.
    O tej godzinie  korytarze hotelowe świeciły pustkami,tylko przytłumione dźwięki dochodzące z restauracyjnych ogródków na parterze zakłócały nocną ciszę  Dudzicka poczłapała w stronę windy wjeżdżając na piąte piętro, gdzie mieścił się pokój Michała. Wiedziała, że nie powinna tam iść już i tak miała kompletny mętlik w głowie, ale zrobiła to niemalże instynktownie. Musiała i już. Stojąc pod drzwiami pokoju Kubiaka jeszcze chwilę rozważała wycofanie się, jednakże jakaś wewnętrzna siła popchnęła ją do naciśnięcia klamki.  W pomieszczeniu było ciemno, jedynym źródłem światła były latarnie w parku nieopodal hotelu.
    Michał leżał na łóżku koło okna walcząc z narastającą gorączką. Nie mógł zasnąć, tak jak Martyna wcześniej przewracał się na wilgotnym od potu prześcieradle. W głowie mu huczało, jakby grał tam jakiś amerykański big band  a całe ciało co chwila albo oblewało gorąco, albo łapały dreszcze.
Usłyszał jednak, że nie jest w pokoju sam i ktoś na niego patrzy.
    - Nie skradaj się tak doktorze. – sapnął. – Chyba mi gorzej.
    - To nie doktor. – odezwało się z głębi pomieszczenia.
    - Mam halucynacje? – zapytał słabo. To nie mogła być Martyna, przecież nie przyszłaby do jego pokoju dobrowolnie. Przecież rzuciła go dwa lata temu jak jakiś stary but.
Dudzicka nie odpowiedziała siadając na skraju  łóżka, prawą ręką dotknęła jego rozpalonego czoła.
- To na pewno halucynacje. – kontynuował. – Kolczatka nigdy nie przyszłaby dobrowolnie do mojego pokoju. Wiesz? Może to nie jesteś ty, ale i tak ci coś powiem. Wyrwałaś mi serce, rzuciłaś nim w kąt a ja…- z trudem przełknął ślinę.
     - A ty co?- zapytała z drżeniem Martyna.
    - Ja wciąż cię kocham. – dokończył ledwo słyszalnym szeptem.
Dziewczyna nie namyślając się długo wzięła jego twarz w dłonie, jednocześnie przysuwając usta do jego spierzchniętych warg.
    - Z wzajemnością. – tchnęła centymetr od jego ust a potem przywarła doń w czułym pocałunku. – I chyba nic tego nie zmieni.

___________________________________________________________
Dziewiętnastka przed Wami! 
                                                Miłego czytania :)

czwartek, 11 października 2018

Rozdział XVIII - "Odkąd cię przy mnie nie ma, nic nie jest w porządku."



    Kubiak w tempie kierowcy bolidu F1 wskoczył w spodenki od dresu i jedną z treningowych koszulek, po czym wypruł z pokoju jakby mu sam Belzebub po piętach dreptał. Przemierzając hotelowe korytarze mamrotał coś pod nosem a właściwie to złorzeczył na tego gówniaka Kwolka za żart, który mu zrobił. Już on mu da popalić, żeby nawet na kadrze nie mieć jednego dnia względnego spokoju.  Nie dość że eks małżonka do tej pory wysyła mu łzawe sms-y – jaki on to zły i jak zabrał jej serce i podeptał. Że też musiał wtedy jechać na tę Majorkę i akurat się na nią napatoczyć? Wiedział, że zachował się jak ostatni bałwan, ale reakcja Martyny na wyjazd do Japonii a potem spektakularne zerwanie i porażka na IO doprowadziły go do takiego odmóżdżenia.
Tak rozmyślając nad swoim pogmatwanym życiem wpadł na Igłę, który z zadowoleniem majstrował coś przy swojej kamerze.
    - Ty tu?- zapytał wzburzony. – Miałeś spać w innym hotelu razem z Kadziewiczem.
    - Ja z Kadziem? Co ty mi tu niebrodaty Dziku imputujesz? Ja mam żonę i dwójkę dzieci na utrzymaniu. Co ja jakiś biseksualista jestem, że kiedy najdzie mnie smaczek to Iwonka i chłopaczek?  zapytał Igła oburzony jak święty turecki. – Żółteczko, Michasiowi nie doszło, że tak szable i fajki na biednego Krzysztofa ostrzy?
    - Igła, ogarnij się. Nie mówiłem że masz romans z Łukaszem, tylko o ile mi wiadomo Misiu wynajął wam pokoje w innym hotelu tu miał spać tylko Tomek Swędrowski.
    - To w Turynie mamy w innym hotelu w Warnie śpimy wszyscy na kupę, tylko piętra mamy różne a poza tym dlaczego ja ci się tłumaczę? Hę?
    - Nie osłabiaj mnie Krzysiek! Co Martyna robiła w moim pokoju i gdzie ulotnił się Kwolek?! - Michał wyglądał jakby lada chwila miał dostać apopleksji.
    - A skąd mnie to wiedzieć? – wzruszył ramionami Ignaczak. – Co ja jestem wróżbita jakiś? Kierownik wyjazdu? Ja tu na chleb przyjechałem zarabiać a nie się gówniarzerią z kadry zajmować. A ty ochłoń, napij się herbaty, zjedz coś, weź zimny prysznic. Albo o widzisz, nie mam inny pomysł. Pamiętasz jak ćwiczyłem jogę gdy popadłem w depresję? Wbita w ziemię dzida, poprawia koncen…- nie dokończył bo Kubiak rycząc jak ranny łoś ruszył na koniec korytarza, gdzie poszukiwany Kwolek ze śmiechem wytaczał się z pokoju Kurka i Kochanowskiego.
   - Tyyyyy…-zabulgotał wściekle. – Zabije jak psa! Uduszę, rozszarpię i zamorduję!
- Za co?- zapytał głupawo Kwolek.
Ryki kapitana słychać było na całym piętrze czego dowodem był las głów wynurzających się z pokoi.
Igła nastawił ostrość kamerki chcąc uwiecznić tę wiekopomną kłótnię. Skłamał bezczelnie Kubiemu i powinno mu być głupio, gdyż to jego geniusz był architektem tego arcy przekrętu a biedny Bartuś Kwolek tylko narzędziem zbrodni, ale przecież młody jest i przeżyje.
    - Za co?!- kotłował się Michał. – Jakim cudem śpisz w pokoju Kurasia i Kochana a w moim była Martyna?!
    - No bo kartę zgubiłem to co miałem spać pod drzwiami? Poszedłem się odlać i mi wypadła to się przespałem jedną nockę u chłopaków na waleta. – rzekł niczym urodzona niewinność. – A że ty nie pamiętasz jak po nocach laski do pokoju sprowadzasz to nie moja sprawa.
Michał rzucił się w stronę młodszego kolegi, ale w porę został zatrzymany przez zwinnego niczym lampart Bartka Kurka, który odciągnął kapitana na dwa metry.
    - Kubi, padło ci na mózg? Daj młodemu spokój.-  powiedział Kurek.
   - Mi padło? Mi? Nie wydaje ci się podejrzane, że budzę się rano a w pokoju śpi moja eks w bojowym nastroju, po korytarzu snuje się ten stary intrygant Igła, Kaśka z Polsatu ginie jak kamfora a Kwolek waletuje u was! Śmierdzi spiskiem na kilometr!
Kuraś nie zdążył nic mądrego odpowiedzieć bo Igła zapominając o włączonej kamerze począł wykrzykiwać coś z drugiego końca korytarza.
    - Stary? Sam jesteś stary i głupi jak cymbał patagoński! Kobietę życia żeś zamienił na Monisię, która już była tylko snem wariata a teraz jak my tu chcieliśmy was połączyć na nowo, żeby dopełnić wasze przeznaczenie to nas wyzywasz! – Ignaczak nie zorientował się, że w przypływie szczerości wygadał wszystko.
    - Żarło, żarło i się zesrało!- podsumował to Cichy Pit.
    - Igła ty baranie!- mruknął Grzesio Łomacz. – To miała być tajemnica!
    - Wiedziałem, że on wszystko wypepla.- poparł ich Fabian. – On nigdy dwa razy nie pomyśli.
    - To wyście o wszystkim wiedzieli?! – Dzik złapał się za włosy . – Koledzy. Tfu!- powiedziawszy to urażoną godnością udał się w stronę stołówki.
Gdy tylko zniknął na zakręcie, Igła klasnął w dłonie szczerząc się jak kot który dopadł do spyrki.
   - Fanatycznie chłopaki! Odegraliśmy melodramat jak się patrzy! – zarechotał.
    - No nie wiem. Wściekły jest i jak coś pójdzie przez to źle na meczach, to Vital nas wybatoży za to. – stwierdził Zati.
    - Nie będzie tak źle, chłopaki. – pocieszał Bieniu. – W końcu dla prawdziwej miłości trzeba coś poświęcić.
    - Ej, ale medal to ja bym jakiś powiesił na szyję. Fabian, Pit, Konar, Zati i Kubi są nadal mistrzami świata a odkąd ja z wami jestem to lipa.- w głosie Grzesia Łomacza zabrzmiał smutek.
    - Ekhm. – kaszlnął Igła. – Ja też jestem mistrzem świata, co prawda takim raczej trybunowym ale aż tego nie obronicie to mam prawo do aktualnego tytułu.
Kurek uśmiechnął się pod wąsem.
    - Obronimy? Krzysiu zajrzałeś do szklanej  kuli?
    - Szklanym okiem zajrzał w przyszłość.- stwierdził całkiem poważnie Szalupa.
    - Śmiejcie, się śmiejcie ze starego Krzysztofa, ale mój dar jasnowidzenia podpowiada mi że odszczekacie to u Jurka Mielewskiego w Prawdzie siatki i proszę już zacząć ćwiczyć. A u mnie na kanale będziecie śpiewać przebój tej Margaryny z przed czterech lat. I ja wam to mówię hau hau!

    Tymczasem  Martyna ziejąc ogniem piekielnym nie mniejszym od tego kubiakowego, dokonywała pośpiesznie porannych ablucji. Wymywszy włosy nie wysuszyła ich nawet,  wypadła zaś z opustoszałego pokoju targając za sobą ciężkie bagaże i etui na sprzęt. Nie wiedziała co ją tak rozstroiło, zdrada Kaśki, głupkowaty kawał koleżków Kubiaka czy jego roznegliżowana sylwetka.
O Boże przestań!- upomniała się w myślach.
Dwa lata nie widziałaś się z tym neandertalczykiem a gorejesz jak ten mojżeszowy krzak w biblii. No na rany dzikiego zwierza, dlaczego on jest taki absolutnie cudowny? Zmienił się na korzyść, nie nosił już okularów bo od tego durnia- Igły dowiedziała się że zrobił sobie laserową korektę wzroku i zgolił brodę, żeby odmłodzić kadrę. To akurat wiedziała od Jurka Mielewskiego, bo przepytywał Kubiaka w Prawdzie siatki. Ale nie wiedziała że się rozwiódł. Niby skąd miała wiedzieć? Od czasu ślubu Michała półtora roku temu nie pozwoliła ani Jagnie ani Marian wypowiadać się na ten temat. Co prawda w ubiegłym roku Ola próbowała coś o tym wspominać, ale i ją skutecznie zbyła.  Prawdą było też to, że przez ostatnie dwa lata unikała przyjaciół jak tylko mogła. Jagna  była zajęta bliźniakami, potem doszła jeszcze ciąża i w końcu na świat przyszła mała Marcelinka, która zajmowała małżonce mistrza całe dnie. Najgorzej byłoby z Marian, ta kobieta nie wyznawała żadnych świętości i nie szła na kompromisy a prawdę waliła prosto z mostu i między oczy. Ale małżonek Zbigniew rozwiązał ten problem zabierając rudą na drugi koniec świata do słonecznej Argentyny. Co prawda teraz Ruda była w Warszawie i miała wyjechać ze Zbyszkiem tylko na dwa miesiące, gdyż nie chciała rodzić małego Leona na obczyźnie, ale i na to Martyna znalazła sposób. Namówiła ojca i Nur na wakacje w Tajlandii, gdzie spędzili ponad dwa miesiące gdyż tyle zaległego urlopu i nadgodzin z ostatnich dwóch lat zdażyła nazbierać.
Marian, była o to wściekła jak dzika kotka. Ileż to smsów, maili i wiadomości na fejsie pełnych wyrzutów musiała odczytać. Było jej strasznie głupio z tego powodu, ale wiedziała że ona i Jagna we dwie nie dadzą jej żyć.

    Wracając myślami do rzeczywistości wpakowała się do windy wciskając guzik parteru. Po krótkiej jeździe w dół drzwi rozsunęły się z cichym bipnięciem a jej oczom ukazała się Kaśka.
    - Kaśka zabije cię!- Martyna wygramoliła się z windy objuczona jak wielbłąd.
Młodsza o dwa lata i dosyć nieśmiała redaktorka spłoniła się ze wstydu niczym piwonia. Rzuciła się do pomocy Dudzickiej i jęła ją gorąco i żarliwie przepraszać.
    - Martynka, ja cię błagam wybacz mi ale to Igła mnie do tego namówił. – rzekła z mocą. – Ja naprawdę z początku nie chciałam się zgodzić ,ale jak mi powiedział,że ty i Kubiak to się tak kochaliście i już staliście niemalże przy ołtarzu i teraz znowu możecie być razem, to się poddałam. Wybaczysz mi? – zapytała i słychać było w jej wyznaniu szczerość.
    - Oj Kaśka.- Martyna klapnęła na kanapę w hotelowym foyer. – Igła ma skłonności do melodramatyzowania i trochę cię wkręcił, bo o żadnym ślubie nie było mowy, ale co do miłości to chyba miał trochę racji. Kochałam Michała i to była bardzo świeża sprawa, docieraliśmy się bo oboje mamy paskudne charaktery, ale to nie przetrwało.
    - O co poszło? On się chyba w międzyczasie ożenił? – zapytała redaktorka.
    - Powiem ci, bo to nie jest jakaś wielka tajemnica. Wszystko wydarzyło się w Rio. Zaraz na początku igrzysk natknęłam się na menadżera Kubiaka tego całego Matijasevica, który ni z gruszki ni z pietruszki opowiedział mi że Michał wyjeżdża na kontrakt do Japonii.
    - Nie wiedziałaś o tym?
    - Nie. Wiedziałam, że Michał odchodzi z Ankary i w sumie ja też nie miałam już tam po co wracać, mój ojciec przenosił się do Polski ja kończyłam studia i nawet jakby Michał wybrał Włochy o których coś wspominał to jakoś bym do niego dołączyła a na pewno na początku bym dzieliła czas między oba kraje. Nie mogłam zostawić tak całkiem mojej kariery, wiesz że szybko znaleźliby kogoś na moje miejsce a po kilku latach nawet nie miałabym do czego wracać. Ta Japonia to był cios w splot słoneczny.
    - Co było dalej?
    - Dalej, to jak w taniej telenoweli.  Wskoczyłam na Miśka, że nic mi nie powiedział i ma w dupie moją karierę i uczucia. On zaczął się tłumaczyć, że chciał dla nas dobrze że zarobiłby na przyszłość i że to ja mam muchy w nosie i zachowuje się jak moja matka. –Martyna czuła jak pod powiekami wzbierają jej łzy.
    - I rozstaliście się?- Kaśka pogłaskała ją łagodnie po ramieniu.
    - Rzuciłam w niego wazonem czy czymś w tym stylu a potem wylałam mu winem w twarz. Nazwałam bydlakiem i uciekłam. Przez resztę igrzysk nie odzywaliśmy się do siebie, potem wróciłam wcześniejszym lotem, spakowałam swoje rzeczy z jego warszawskiego mieszkania i odeszłam. No a resztę znasz, Michał wyjechał na wakacje, spotkał tam swoją byłą potem się z nią ożenił i wyjechali razem do Japonii. Znalazł kogoś kto poświęci dla niego całe swoje życie. Ja tak nie potrafiłam.
    - Jednak to było nie to, skoro tak szybko się rozwiódł. – słusznie zauważyła koleżanka. – Nie możecie sobie tego jakoś wyjaśnić?
    - Co tu wyjaśniać? Ja uniosłam się babską dumą a on poczuł się zraniony. To już dawno za nami .
Martyna pierwszy raz od dwóch lat rozpłakała się a Kaśka bez słowa przytuliła ją do siebie, pozwalając by Dudzicka sobie ulżyła.

    Kolejne dni sunęły nieśpiesznie niczym obłoki po letnim niebie. Impreza rozkręcała się z taką samą prędkością bez nadmiernych emocji. Faza grupowa była pasmem wygranych gdyż nasze Orły raz gładko a raz tracąc tylko seta pokonali: Kubę, Portoryko, Finlandię, Iran i współgospodarzy Bułgarów przy czym wyszli z tak zwanej grupy na pierwszym miejscu, co dało im prawo do pozostania w Warnie.
Martyna i Michał omijali się szerokim łukiem widując się tylko na hali a poza nią wybierając inne miejsca spędzania wolnego czasu.
Igła dwoił się i troił  żeby ich jakoś ze sobą spiknąć, nawet wciągnął w to kilku chłopaków, ale gdzieś po drodze wszystko się wysypywało.
    - Nie no, panowie my to chyba mamy kreta. – jęczał były libero. – Wczoraj na plaży tak pięknie księżyc świecił Misiek tam kontemplował, Zati miał zaciągnąć tam Martynę żeby zrobiła mu piękną focię dla małżonki i co? I dupa, bo nie mógł jej znaleźć.
   - No a na urodzinach Kadzia też się nie pojawiła. – odpowiedział Gregor. – Kaśka się tam zełgała że nie mogła jej znaleźć.
    - Kaśka  to ogólnie zerwała z nami współpracę, panowie. – zasępił się Igła. – Jak oni mają być razem jak wszystko idzie nie tak?
   - Spokojnie Krzysztofie. Turniej jeszcze trwa a póki co to my idziemy na kolację, bo Vital i tak już podejrzewa że zajmujemy się nie tym co do nas należy.- Szalupa wywrócił zabawnie  oczami.
    - Jakby wiedział, to sam by leciał bawić się w swatkę. – słusznie zauważył Zati. – Pamiętacie jak szukał żony temu zawodnikowi z Niemiec? I co?
    - Co co?- dopytywał się Kochanowski.
    - No znalazł!-  Paweł rozpromienił się jak wiosenne słoneczko.
     - Może mu powiemy?- zasugerował Bartek Kurek.
    - Oszalałeś? Żeby nam żyć nie dał albo wywalił to na twitterze?! – Fabian jako jeden z nielicznych zachowywał rozsądek. Niedawno został po raz pierwszy ojcem i w tym momencie doznał nagłego skoku ewolucyjnego.
    -  To może faktycznie nie mówmy mu ani reszcie. A już na pewno nie tym z prawdy siatki bo jeszcze zrobią o tym jakąś transmisję czy coś. – zaproponował Bieniu.
     - Macie rację. A póki co sarenkujcie bo jutra macie ważny mecz. – Igła przegonił ich z salki treningowej w której się zaszyli.- „Nie żegnaj mnie Argentyno, bo przecież wciąż jesteś blisko…” –zanucił fragment polskiego tłumaczenia musicalu Evita.

    Podczas gdy ekipa od swatania naradzała się pod wodzą Igły, Michała obudziło z popołudniowej drzemki przeraźliwe zimno. Usiłował podnieść się z łóżka, ale kończyny odmawiały mu posłuszeństwa. Gdy jakoś wytargał się z łoża boleści, poczuł jak dla odmiany oblewa go żar, tak jakby ktoś najpierw wpuścił go do lodówki a potem wyrzucił w pełne słońce. W pokoju było ciemno, ale przez sączące się oknem światło latarni dostrzegł że na łóżku obok nie ma nikogo. Wojtaszek, którego w zamian za Kwolka dokoptowano do jego pokoju gdzieś się podział. Rad nie rad Kubiak musiał wygramolić się jakoś z pokoju w poszukiwaniu doktora Sokala. Z wielkim trudem wygramolił się na opustoszały w porze kolacyjnej korytarz sunąc niemalże po omacku wzdłuż ścian. Gdy dotarł do windy nacisnął przycisk czwartego piętra, gdzie mieścił się pokój hotelowy, który służył doktorowi za gabinet. Nie dotarł tam jednak gdyż runął jak długi na posadzkę, obijając sobie przy okazji łokieć. Zaalarmowana hałasem mieszkająca na tym piętrze Martyna wysunęła się z pokoju patrząc na leżącego Kubiaka z osłupieniem.
    - Michał, wszystko w porządku?!- podbiegła doń przerażona.
Kubiak podniósł głowę patrząc na nią płonącym od gorączki wzorkiem.
    - Odkąd cię przy mnie nie ma nic nie jest w porządku. – mruknął po czym zemdlał.
___________________________________________________________________
Witajcie!
Co prawda miałyśmy poczekać do soboty lub niedzieli, ale stwierdziłyśmy że skoro poprzedni rozdział był dosyć krótki to w zamian za to wrzucimy Wam kolejny szybciej. 
Miłej lektury i dzięki że nadal z nami jesteście! 
                                                                 Pozdrawiamy Fiolka&Martina :) 

sobota, 6 października 2018

Rozdział XVII - "Oni nie mają wspólnego zen!"


Dwa lata później…

    Minęły dwa długie i bezowocne lata w polskiej rodzinie siatkarskiej.  Po ćwierćfinałowej porażce z USA podczas Igrzysk nic nie było już tak jak wcześniej. Z reprezentacją pożegnał się Stefan, po nim zaś stery na jakiś czas przejął Ferdinando de Giorgi zwany Fefe, lecz po fatalnych mistrzostwach Europy i on odszedł. Leśne dziadki z PZPS’u zatrudniły na stanowisko selekcjonera Picassa siatkówki Vitala Heynena, który jedyne co obiecywał to doprowadzenie kadry do medalu w Rio. Rodzina Wron powiększyła się o siostrę bliźniaków Krzysia Stefanka- Marcelinę zaś Bartmanowie wyjechawszy do Argentyny spodziewali się narodzin synka.
    A co u Dzika i Martyny? Rozstali się po burzliwej kłótni o wyjazd do Japonii i zerwali wszelkie kontakty. Dzik wyjechał reprezentować pantery zaś Martyna została w Warszawie przyjmując ofertę z Polsatu Sport. Ku ogromnemu zdziwieniu pojawiała się na większości meczów ligowych, jednakże zastrzegła sobie absencję podczas sezonu reprezentacyjnego. W jej miejsce jeździł młodszy adept fotografii Zenek Abramowicz. Ojciec Martyny Selim Ergenc przeprowadził się z młodą żoną Nur do podwarszawskiej Podkowy Leśnej, zaś Martyna wyprowadziwszy się na stałe z życia Kubiaka kupiła mieszkanie na Ochocie. Z matką nadal widywała się sporadycznie, gdyż rodzicielka nadal nie mogła pogodzić się z faktem że ojciec jej córki ma młodszą od siebie żonę a Martyna ma z nim wspaniałe stosunki. Fotografka pogodziła się także z kuzynką Aleksandrą, teraz panią Kłos. Olka po aferze ze ściągnięciem niespełna rozumu Iskandera miała ogromne wyrzuty sumienia. Karol zagroził jej zerwaniem zaręczyn jeśli nie pójdzie w końcu po rozum do głowy. Kuzynki ostatecznie sobie wybaczyły i żyły w całkiem dobrej symbiozie, nie widując się jednak nazbyt często.
    Kubiak bardzo ciężko przeżył rozstanie z Martyną co w jakimś stopniu przyczyniło się do odpadnięcia z IO. Nikt nie miał do niego o to pretensji, wiadomym było że Dzik prędzej skona niż odpuści, ale krwawiące serce nie pomogło w koncentracji.
Zaraz  po mistrzostwach gdy wrócił do swojego warszawskiego mieszkania nie zastając w nim rzeczy Martyny, załamał się kompletnie. Przez tydzień pił a później niespodziewanie wyjechał na Majorkę, gdzie napatoczyła się jego eks dziewczyna Monika. Nie minęło pół roku jak panna M zaciągnęła Kubiego może nie do ołtarza, ale przed oblicze urzędnika by tam uroczyście oświadczał, iż wstępuje z nim w związek małżeński.
Na ślubie nie pojawił się Zbyszek twierdząc:
   -„ Marian, nie będę uczestniczył w stypie mojego kumpla, on jej nie kocha to farsa nie ślub”
Marian miała podobne zdanie, ale na ślub przyjechała sama usprawiedliwiając Zbyszka przedwczesnym wylotem do Argentyny.
Jagna, która przeprowadziła się z Wroną do Warszawy miała tę nieprzyjemność by poinformować Martynę o ożenku Michała.
   - Jagna, przecież my od roku nie jesteśmy razem. – rzekła ostro Dudzicka. – Niech mu się wiedzie w Japonii i w małżeństwie. Nie chcę o tym dłużej rozmawiać. – zakończyła temat.
Najbardziej z rozstaniem „dzików” jak miał w zwyczaju ich nazywać, nie mógł się pogodzić siatkarski emeryt – Igła. Jako świeżo upieczony ekspert telewizyjny, miał okazję dość często widywać Jagnę podczas spotkań plus ligi i zawsze wspominał Michała.
   - Ta M to wcale do niego nie pasuje. – jęczał notorycznie. – Oni nie mają wspólnego zen!
Martyna przy tych okazjach nie wiedziała czy zabić Ignaczaka czy się roześmiać.
   - Igła, zlituj się pewnie że nie mają wspólnego rozumu. To małżeństwo nie jedokomórkowy twór. – odpowiedziała któregoś razu.
   - Ale ja dalej uważam, że wy powinniście być razem. Może byś spróbowała, hę? Nie ma takiego wagonu, którego nie dałoby się odczepić.
   - Obawiam się, Krzysztofie, że ja i Michał odczepiliśmy się od siebie rok temu.
   - Ja się nie zgadzam! Absolutnie nie zgadzam!
   - Na szczęście nie masz w tej kwestii nic do powiedzenia. – odpowiedziała i wbiegła rozlokować się na swoje stanowisko za bandą.

   - Jestem wróżbitą Krzysztofem! – huknął na początku września Igła wpadając do biura Resovii w którym pracowała jego małżonka Iwona.
   - A ten wróżbita to nie nazywa się przypadkiem Maciej?- zapytała go małżonka, nie odrywając wzroku znad komputera.
   - On to on a ja to ja. – odpowiedział filozoficznie Igła. – Mam newsa żono moja.
   - Czy mam się bać? –zapytała patrząc na rozłożonego na krześle małżonka. – Nie masz chyba zamiaru odejść ode mnie?
   - Od ciebie? Stracić taki skarb?Bodaj bym oślepł! – przyłożył rękę do czoła w geście cokolwiek melodramatycznym. – Dzik się rozwiódł!
   - Jaki dzik?- zgłupiała Iwona. – Piłeś coś? Nie daj boże ten spirytus, który trzymam w szafce nad zlewem?
   - Ja? Spirytus? Jaki spirytus, mogę ci chuchnąć! – dmuchnął w stronę małżonki jakby dla potwierdzenia swoich słów.
   - To co za dzik? – dopytywała Iwona.
   - No Michał Dzik Kubiak! Nie wytrzymał z tą swoją pół roku, właśnie dzisiaj został wolnym człowiekiem a ze zwiadu Jagny wiem, że Martyna też jest wolna. – zaśmiał się Krzysztof.
   - Ignaczaki i wasze zwiady a może zwidy?
   - Nie śmiej się bo ja mam plan i pomoże mi w tym młody Kwolek i ta redaktorka z którą podróżuje Martyna.
   - Krzysiek ja cię tylko bardzo proszę ty nic nie kombinuj, bo możesz zrobić coś głupiego. – błagała Iwona.
   - Się nie bój. Główka pracuje zrobię to jak hiszpańska inkwizycja z zaskoczenia i w białych rękawiczkach!

    Martyna wpadła do hotelu w Warnie mocno spóźniona, zmęczona i wściekła jak syberyjski jeż. Najpierw na lotnisku zaginęła jej jedna z toreb, może nie najcenniejsza, ale perspektywa spędzenia początku mistrzostw w jednych gaciach, a potem pospiesznych zakupów bieliźnianych, urzekła Martynę nader mało. Cała polska ekipa, w tym Kubiak, który znalazłszy się przypadkiem w pobliżu, z niezwykłym skupieniem studiował paznokcie u swych rąk, dawno zdążyła się zwinąć do hotelu, gdy parskająca furią Dudzicka wciąż miotała się po hali przylotów, rzucając się z pazurami na obsługę. Od brutalniejszych aktów ofiarnie powstrzymywał ją Igła, który, jak zapewnił, wybrał się do Warny z krótką wizytą natury zawodowej.
Nie panimaju. How comes you don't know what happened with my bag? - syczała do zakłopotanego kierownika sortowni bagażu w trzech językach naraz. - Eto charoszaja obsługa, ja pierdolę!
Kierownik rozłożył ręce w geście bezradności.
Martyna szykowała się właśnie by przegryźć mu gardło, gdy zjawił się strażnik lotniskowy i zaraportował kierownikowi po bułgarsku, iż koło wyjścia z hali przylotów leży bezpańska walizka. Taka czarna, z polskim nazwiskiem na tagu, jeśli zaraz się nie znajdzie właściciel, trzeba będzie wezwać saperów...
Przed oczyma duszy Martyny zakwitła upojna wizja jej majtek i staników, wylatujących w powietrze na bułgarskim poligonie.
- Mogu ją see? - z wrażenia języki pomieszały się jej jeszcze bardziej.
Obaj przedstawiciele lotniska spojrzeli na nią z kompletnym brakiem zrozumienia w oczach.
Igła wspiął się na wyżyny swych zdolności lingwistycznych i wyjaśnił po rosyjsku co Martyna miała na myśli.
Okazało się, że owszem, walizka za palmą to zaginiona torba Martyny, która najwyraźniej dostała nóżek, zeskoczyła z pasa i oddaliła się w kierunku wyjścia z hali.
To jednak nie był koniec atrakcji, bowiem taksówkarz postanowił przewieźć ich drogą bardzo okrężną. Skutek był taki, że gdy Igła i Martyna wkroczyli w progi hotelu, cała polska ekipa była już dawno zakwaterowana i grzecznie lulała w łóżeczkach, włącznie ze współlokatorką Dudzickiej, redaktor Katarzyną Majerek.
- Czekaj, gdzieś tu mam esemesa od Kaśki... - mruczała Martyna, wertując zawartość telefonu. - O, jest, pokój 212. Dostała przez pomyłkę oba klucze, jeden jest w kopercie, w recepcji.
- Odprowadzę cię - zaoferował dwornie Igła pod recepcją. - Nawet torby poniosę, o.
- A coś ty taki rycerz? - Martyna spojrzała na niego nieufnie znad koperty. - Knujesz coś?
- Ja? - Krzysio zajaśniał absolutną i nieskalaną niewinnością. - No co ty, ja po prostu jestem miły!
Martyna była zbyt zmęczona, żeby prowadzić dalsze dochodzenie, dała się zatem zaprowadzić pod drzwi pokoju.
- Miłych snów - Igła wionął tajemniczym szeptem, postawiwszy walizki przed drzwiami.
Nie zapalając światła Martyna wkroczyła do pokoju, oświetlonego tylko blaskiem latarń ulicznych zza okna. Odstawiła po cichu toboły pod ścianę, przebrała się w strój nocny, niektóre części garderoby rzuciwszy beztrosko na krzesło i zlokalizowała wolne łóżko.
Na drugim posłaniu widać było tylko bezkształtną bryłę kołdry, skrywającej pochrapującą jednostkę ludzką. Zanim Martyna zasnęła, pomyślała, że ta Kaśka strasznie chrapie, polipy ma, czy co? Poza tym chrapanie brzmiało dziwnie znajomo...
Tej nocy Michał spał jak zabity, nawet nie przekręcając się na łóżku.  Zmęczenie wieloprzesiadkowym lotem dało o sobie znać i nawet spotkanie Martyny nie było w stanie spędzić mu snu z powiek.  Padł w objęcia Morfeusza śniąc o kobiecie, która zraniła jego serce ponad dwa lata temu.
To przez Martynę niczym samobójca rzucił się w ramiona byłej narzeczonej by po tygodniu od małżeństwa z nią chcieć uciekać z krzykiem.
Nie kochał Moniki i doskonale zdawał sobie z tego sprawę, ale złość na Martynę i chęć dopieczenia jej przeważyła szalę goryczy.
Punkt ósma zegar wewnętrzny kapitana reprezentacji wyrwał go z niespokojnego snu o Martynie odzianej li i jedynie w kwietny wianek, karmiącego go baklawą i rachatłukum. Przetarł zaspane oczy przyzwyczajając się do nowego otoczenia i pokoju, któremu nie zdążył się przyjrzeć poprzedniego dnia.
Nagle jego oczom rzuciło się krzesło na wprost łóżek, pokojowej dwójki którą dzielił z młodocianym Bartoszek Kwolkiem.
Otóż na oparciu owego krzesła zwisał swobodnie frywolny biustonosz w kolorze soczystej czerwieni.
Przez chwilę Michał miał wizję środkowego w owym biustonoszu , zaraz jednak odpędził ją wyskakując z łóżka i podchodząc do sąsiedniego.
Odkrywszy kołdrę pod którą ktoś cichutko posapywał stął niczym biblijna żona Lota. Na łóżku w koszulce z Hello Kitty leżała Martyna Dudzicka, jej kasztanowe włosy rozsypały się po poduszce niczym aureola a lekko uchylone usta aż zapraszały do pocałunku.
- Co do chuja karmazyna?!- wyrwało się Michałowi.
Martyna momentalnie otworzyła oczy wpatrując się w Kubiaka jak sroka w gnat.
- Co ty tu do cholery robisz?!- poderwała się z łóżka uderzając czołem o ramię osłupiałego Kubiaka.
Runęła z powrotem na poduszkę klnąc wściekle pod nosem.
- Co ja robię?!- najeżył się Michał. – To mój pokój!
- W dupie twój!- wrzasnęła.- Śpię tutaj z Kaśką z Polsatu Sport!
- Tutaj miał być Kwolu! – odpowiedział Kubiak. – Jeśli myślisz, że po dwóch latach znowu wejdziesz mi do łóżka to chyba całkowicie cię pojebało.
Michał wrzeszczał jak poparzony, szarpiąc za kołdrę. Maryna szarpała drugi koniec, tak jakby chciała otulić się nią niczym tarczą. Usłyszawszy obelgę z ust byłego chłopaka, wyskoczyła z łóżka niczym sprężyna.
- Słuchaj, Kubiak! Za nic w świecie nie chciałabym wrócić do łóżka takiego patentowanego durnia i buca w jednym! Nic się nie zmieniłeś a z tego co mi wiadomo masz żonę więc imaginuj sobie, że nie interesują mnie żonaci!- dźgnęła go palcem wskazującym w klatkę piersiową.
Nagą klatkę piersiową, tak dobrze jej znaną i perfekcyjnie doskonałą.
Dzik wypiął się arogancko niczym do przyznawania orderu. Jego niebieskie oczy lśniły wściekłością i czymś co dawno w nich nie gościło. Pożądaniem.
Kurwa!- zaklął w myślach, młody nie teraz nie rób mi tego to dawno skończona sprawa. – rzekł bezgłośnie kątem oka patrząc na swoje bokserki.
- Do twojej wiadomości Dudzicka, nie mam żony!- pomachał jej prawą dłonią bez obrączki. – A po drugie, nawet gdybyś myślała o moim łóżku, szybciej bym cię z niego wyrzucił niż byś tam trafiła! Jesteś mi całkowicie obojętna. – parsknął wściekle.
Martyna otaksowała imponującą klatę Kubiaka, po czym jej wzrok zjechał na strategiczny punkt patrząc na jego męską dumę napierającą na zielonkawe gatki.
- Ty może tak, ale twój przyjaciel ma inne zdanie. – powiedziawszy to wyminęła go z godnością, zabrała torbę i zamknęła się w łazience trzaskając drzwiami. 


________________________________________________________

OBRONILIŚMY MISTRZOSTWO ŚWIATA!!!
Witajcie dziewczyny! Długi czas nas tutaj nie było(ponad dwa lata!) Wiele zmieniło się w naszym życiu. Mnie(Fiolkę) wciągnęła korporacja, Martinę zaś praca twórcza z dzieciakami. Czytałyśmy wasze komentarze i śledziłyśmy poczynania chłopaków ich wzloty i upadki, ale praca uniemożliwiała nam powrót. Postanowiłyśmy jednak uszanować wasze prośby i dokończyć opowieść o Dziku i Martynie, bo ta para nie zasługiwała na zapomnienie. Także wracamy i obiecujemy uroczyście skończyć to wyjątkowe opko. 
Pozdrawiamy Fiolka&Martina :)