Martyna
bez skutku próbowała docucić nieprzytomnego Miśka. Dotknąwszy jego czoła z
przerażeniem stwierdziła, że jego skóra była rozpalona jak piec hutniczy.
- Michał
na litość boską! – potrząsnęła nim gwałtownie, przez co znowu wróciła mu
świadomość. - Dasz radę wstać? – zapytała z troską.
- Jezu,
Martyna ja chyba umieram i jestem w piekle. – wysapał usiłując się wygramolić.
- Zemdlałem jak jakaś baba.
- Członki
niesprawne, ale jęzor dalej długi i miele trzy po trzy. – Dudzicka z niejakim
wysiłkiem pomogła Kubiakowi przywrócić pion. Ten zachwiał się niebezpiecznie w
jej stronę, ona zaś przy-grzmociła bokiem w ścianę.
-
Członki?- niczym diabeł z pudełka zza winkla wyskoczył Igła, na szczęście bez
asysty oka kamery za to w towarzystwie Kadzia.
– Dziku znowu skaczesz na Martynę jak dzik w żołędzie?
-
Doszczętnie cię popierdzieliło, Ignaczak?!- warknęła Martyna, którą przypierał
do ściany lekko nietomny Michał. – On jest chory!
-
Wiedziałem to od dawna. – mruknął Igła.
- Pax,
pax chrześcijanie…- Kadziu w porę powstrzymał kontynuację wymiany zdań
pomiędzy swoim przyjacielem a koleżanką z pracy. – Krzysiu, patrz na Michała on
faktycznie wygląda jak śmierć. – zauważył.
- Jak to miło, że się o mnie tak martwicie. – jęknął kapitan reprezentacji. – Może byście pomogli wrócić mi do pokoju i zechcieli wezwać lekarza?- zapytał.
- Jak to miło, że się o mnie tak martwicie. – jęknął kapitan reprezentacji. – Może byście pomogli wrócić mi do pokoju i zechcieli wezwać lekarza?- zapytał.
Ignaczak
i Kadziewicz w końcu załapali, że Michał nie narzuca się Martynie, tylko
faktycznie coś z nim jest nie tak.
Złapali Kubiaka pod ręce z obu stron powoli holując w stronę jego
pokoju, tymczasem uwolniona od ciężaru fotografka pobiegła do gabinetu doktora
Sokala. Nie zastawszy go tam postanowiła poszukać go w hotelowej restauracji.
Znalazła
go gdy rozkoszował się ciastem z bakaliami i chałwą, popijając to wszystko
mocną jak siekiera, czarną kawą.
- Panie
doktorze Michał Kubiak zasłabł. – rzekła konspiracyjnie.
- Na
twój widok, Maryniu? – zapytał lekarz uśmiechając się jak dobroduszny wujaszek.
Nie wiedzieć czemu nie mógł zapamiętać jej imienia i zawsze nazywał ją Maryną.
- Nie
całkiem. – odpowiedziała zgodnie z prawdą. – Ma gorączkę i leżał niedaleko pana
tymczasowego gabinetu.
- Matko,
kochana grypa? Czy zjadł jakieś świństwo? Mówiłem im żeby nie jedli na plaży,
bo zaraz któryś dostanie rozstroju żołądka.
-
Wygląda to gorzej niż rozstrój żołądka. Może pan do niego zajrzy?
-
Niezwłocznie!
Doktor
Sokal z torbą lekarską w ręku objawił się w pokoju kapitana w chwili, gdy
Kadziu i Igła próbowali powstrzymywać Michała przed rozebraniem się do rosołu.
Starszy pan z miną człowieka, który widział w życiu już wszystko, dziarsko
przystąpił do badania chorego.
- Jak
się masz przystojniaku?- zagaił wesoło. – Gorąco ci?
-
Zemdlał na widok Martyny, to musiało mu się zagotować pod mózgownicą. – kwiknął
z uciechą Krzysztof. – Poza tym boli go żołądek, ale do kibelka nie lata. –
zaraportował.
Kubiak spiorunował Sokala i Ignaczaka morderczym spojrzeniem, dodatkowo zaognionym trawiącą go gorączką.
Kubiak spiorunował Sokala i Ignaczaka morderczym spojrzeniem, dodatkowo zaognionym trawiącą go gorączką.
-
Umieram. – jęknął tylko. – Jutro mecz z Argentyną, muszę być w pełni sił.
Doktor
spojrzał na chorego z pobłażaniem, przy okazji zaglądając mu do gardła długim,
drewnianym patyczkiem.
-
Zapalenie jak smok w żołądku sensacje dwudziestego wieku ,ciało trawi gorączka
sobotniej nocy a ty chcesz jutro grać? – zapytał jowialnie.
- Dam
radę. – rzekł twardo kapitan. – Nie jestem jakąś babą.
- A
jęzor dalej cięty… no nic zaordynujemy zastrzyki, po których może nie będziesz
świecił, niech Wojtaszek przyniesie ci z kuchni bulion, pij dużo przegotowanej
wody a jutro rano zobaczymy czy gorączka ustąpi. – zaordynował wyciągając z
torby strzykawkę, igłę i ampułkę z lekiem. – No to panie Kubiak, gacie do
połowy masztu i pośladkiem ku mnie. A wy moi mili idźcie łaskawie zawiadomić
Picassa i poinformujcie Marynię o stanie naszego pacjenta.
-
Marynię?- zdziwił się Kadziewicz.
- Tę,
ślicznotkę co nam pstryka zdjęcia. Stoi na korytarzu i wydeptuje dywanik, chyba
jej serce drgnęło jak zobaczyła tę sierotę.
Poinformowana
Martyna wróciła do swojego pokoju, ale w dalszym ciągu nie mogła przestać
martwić się o Kubiaka. Właściwie powinna wrócić do swoich zajęć i obróbki
zdjęć, ale gdy tylko próbowała skupić się na czymś przed oczami stawała jej
wizja nieprzytomnego Miśka.
No i to jego wyznanie.
No i to jego wyznanie.
- Gdy ciebie przy mnie nie ma,
nic nie jest w porządku.
Najpewniej
bredził w malignie, ale powiedział to z takim żarem, że tylko głazu by to nie
poruszyło. Albo Kolczatki, ale nawet takie kolczatki jak ona mają serce.
Tymczasem Vital w iście picassowskim zapamiętaniu jął sztorcować Michała, lekarza a nawet bogu ducha winnego fizjoterapeutę. Gdyby nie mitygujący go Mieszko Gogol, zapewne wpadły także do kuchni i przeprowadził tam coś na kształt Kuchennych Rewolucji.
Tymczasem Vital w iście picassowskim zapamiętaniu jął sztorcować Michała, lekarza a nawet bogu ducha winnego fizjoterapeutę. Gdyby nie mitygujący go Mieszko Gogol, zapewne wpadły także do kuchni i przeprowadził tam coś na kształt Kuchennych Rewolucji.
-
Sacrebleau! Jakim cudem mój najlepszy zawodnik na dzień przed meczem drugiej
fazy leży powalony jak kłoda? – zawył szarpiąc się za siwe włosy. – Jak do tego
doszło?!
- Nie
wiem…- chrypnęło od strony łóżka chorego.
Mieszko
parsknął śmiechem, ale zaraz spiorunowała go para jasnoniebieskich oczu
trenera.
- Co cię
tak śmieszy?! – Heynen syknął jak kobra egipska.
-
Absolutnie nic. – odpowiedział Gogol.
- A wy
co macie mi do powiedzenia?- zwrócił wzrok bazyliszka w stronę sztabu
medycznego.
- A cóż
my mamy wiedzieć? Czymś się zatruł ,a że organizm jest osłabiony to wdało się
zapalenie gardła i gorączka. – odpowiedział lekarz zgodnie z prawdą.
- Ja
jestem fizjoterapeutą. – dodał drugi. – Nie kończyłem medycyny.
-
Meeeeeeeeeeeeeeeerde!- wymsknęło się trenerowi. – Weźcie mi stąd Wojtaszka i
niech ktoś sprawdza, czy Michał żyje musi wydobrzeć!
Kilka
godzin później Martyna przewracała się w pościeli, co chwilę tłukąc poduszkę i
nakładając kołdrę na głowę. Po kilkudziesięciu minutach takiej walki,
wyliczeniu tysiąca przeskakujących przez płot baranów w końcu się poddała. Po
cichu wysunęła się z łóżka, narzuciła na siebie cieniutki szlafrok a potem po
omacku odszukała rzucone w kąt japonki.
O tej
godzinie korytarze hotelowe świeciły pustkami,tylko przytłumione dźwięki
dochodzące z restauracyjnych ogródków na parterze zakłócały nocną ciszę Dudzicka poczłapała w stronę windy wjeżdżając
na piąte piętro, gdzie mieścił się pokój Michała. Wiedziała, że nie powinna tam
iść już i tak miała kompletny mętlik w głowie, ale zrobiła to niemalże
instynktownie. Musiała i już. Stojąc pod drzwiami pokoju Kubiaka jeszcze chwilę
rozważała wycofanie się, jednakże jakaś wewnętrzna siła popchnęła ją do
naciśnięcia klamki. W pomieszczeniu było
ciemno, jedynym źródłem światła były latarnie w parku nieopodal hotelu.
Michał leżał na łóżku koło okna walcząc z narastającą gorączką. Nie mógł zasnąć, tak jak Martyna wcześniej przewracał się na wilgotnym od potu prześcieradle. W głowie mu huczało, jakby grał tam jakiś amerykański big band a całe ciało co chwila albo oblewało gorąco, albo łapały dreszcze.
Michał leżał na łóżku koło okna walcząc z narastającą gorączką. Nie mógł zasnąć, tak jak Martyna wcześniej przewracał się na wilgotnym od potu prześcieradle. W głowie mu huczało, jakby grał tam jakiś amerykański big band a całe ciało co chwila albo oblewało gorąco, albo łapały dreszcze.
Usłyszał
jednak, że nie jest w pokoju sam i ktoś na niego patrzy.
- Nie
skradaj się tak doktorze. – sapnął. – Chyba mi gorzej.
- To nie
doktor. – odezwało się z głębi pomieszczenia.
- Mam
halucynacje? – zapytał słabo. To nie mogła być Martyna, przecież nie przyszłaby
do jego pokoju dobrowolnie. Przecież rzuciła go dwa lata temu jak jakiś stary
but.
Dudzicka
nie odpowiedziała siadając na skraju
łóżka, prawą ręką dotknęła jego rozpalonego czoła.
- To na
pewno halucynacje. – kontynuował. – Kolczatka nigdy nie przyszłaby dobrowolnie
do mojego pokoju. Wiesz? Może to nie jesteś ty, ale i tak ci coś powiem.
Wyrwałaś mi serce, rzuciłaś nim w kąt a ja…- z trudem przełknął ślinę.
- A ty co?-
zapytała z drżeniem Martyna.
- Ja wciąż cię kocham. – dokończył ledwo słyszalnym szeptem.
Dziewczyna
nie namyślając się długo wzięła jego twarz w dłonie, jednocześnie przysuwając
usta do jego spierzchniętych warg.
- Z
wzajemnością. – tchnęła centymetr od jego ust a potem przywarła doń w czułym
pocałunku. – I chyba nic tego nie zmieni.
___________________________________________________________
Dziewiętnastka przed Wami!
Miłego czytania :)
Nie przypuszczałam, że przełamanie pierwszych lodów nastąpi między nimi tak szybko! Wiadomo, że ogromny wpływ miała na to "niedyspozycja" Miśka, w końcu komu nie zadrżałoby serce w takiej sytuacji, ale mimo wszystko zaskakujące jest to, że Martyna zdobyła się już teraz na przyznanie do swoich uczuć. Końcówka roztapia serducho, bez dwóch zdań! Ale znając wcześniejsze perypetie między tą dwójką, bez komplikacji z pewnością się nie obejdzie. A może nawet leżącemu w malignie Michałowi zupełnie wyparuje z głowy owa romantyczna scena? Wszystko możliwe, wszak człowiek w podobnym stanie słabo kontaktuje, zresztą Kubiak sam stwierdził, że ma halucynacje ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, niezmiennie ciesząc się z Waszego powrotu :)
No robi się dość ciekawie. Michał ma swoje halucynacje oby to źle się to nie zakończyło.
OdpowiedzUsuńNo niezle! Takiej końcówki się nie spodziewałam ;) Czekam na kolejny, juz nie mogę się doczekać :)
OdpowiedzUsuń