wtorek, 30 października 2018

Rozdział XX " Jak mu się k***a nudzi, to niech się pobawi cyckiem!"

Michał obudził się słaby jak niemowlę z bólami mięśniowymi, lekką gorączką i wyschniętym na wiór gardłem. Zanim zdążył się na dobre docucić do pokoju wparował Damian Wojtaszek niosąc ze sobą tacę z jedzeniem. Postawiwszy wszystko na stoliku koło telewizora, klapnął na skraju dzikowego łóżka.
    - Jak się czujesz?- zapytał z troską. – Wyglądasz marnie.
    - I tak się czuję. – stęknął Misiek podciągając się do pozycji siedzącej. – Ale jestem głodny.
Damian podniósł się z łóżka biorąc ze stolika tacę  i układając na kolanach kapitana.
    - Proszę, pyszny rosołek, sam Vital dla ciebie przyrządził gdyż nie dowierza tutejszym kucharzom. – zaśmiał się libero.
    - Rosołek? I ja mam od tego wyzdrowieć? – Michał spojrzał na parującą zupę. – Jeszcze gotowany ręką Heynena?
    - Ej, to naprawdę jest dobre wszyscy dzisiaj rano to jedli nawet skacowany papa Drzyzga. Vital gotuje lepiej niż ta blondzia w loczkach co to uzdrawia knajpy, jak jej było?
    - Gessler.
    - No właśnie, Vital mógłby spokojnie ją zastąpić a jakby się przyjrzeć ,to nawet jest podobny do tego Ramsay’a co rzuca we wszystkich garnkami. – Damian próbował rozbawić Kubiaka, jednak ten nie miał kompletnie na nic siły. Wziął się jednak za konsumpcję rosołu Vitala, przyznając w duchu, iż trenerowi całkiem nieźle wyszło to danie. Gdy był pod koniec spożywania posiłku, nagle coś mu się przypomniało.
    - Damian, czy ty spałeś tutaj w nocy?- zapytał do buszującego w komodzie Wojtaszka. – Byłem na chwilę żeby przynieść ci świeżą wodę i leki tabletki od doktorka a co?
    - Nic takiego, coś mi się przypomina. – mruknął smętnie odkładając talerz na stół. – Pozdrów chłopaków ode mnie i życz im szczęścia. Mam nadzieję, że skopiecie tyłki Argentyńczykom.
    - Nie bój żaby Michaś, będziemy próbowali wygrać bez ciebie. - Damian zebrał półmisek na tacę i zniknął z pokoju pogwizdując wesoło.
    Kubiaka zaś pochłonęły rozmyślania o poprzedniej nocy. Słabo ją pamiętał, gdyż gorączka ustąpiła dopiero nad ranem, ale jedna, natrętna myśl nie dawała mu spokoju. Wydawało mu się niemalże w stu procentach, że całował się z Martyną i wyznawali sobie miłość, ale prawdopodobieństwo jej obecności w jego pokoju była bliska zeru. Kolczatka i miłość? Chyba go całkiem popierniczyło od tego wirusa. Co prawda pomogła mu gdy zemdlał a potem wygłupił się jak ostatni debil jakimś łzawym wyznaniem, ale musiała zdawać sobie sprawę, że był wtedy nieświadomy tego co mówi. Nie kochał jej. Nie po tym co mu zrobiła i jakie były dla niego dwa ostatnie lata. Ta kobieta to chodząca katastrofa i zagrożenie dla niego. Odkąd się poznali trzy lata temu, cały czas darli ze sobą koty jak dwa wygłodniałe drapieżniki. Co prawda, przez jakiś czas kręciło go dokuczenie jej a seks w ich związku był jak to głupie określenie Francuzów:”La petite morte”, to jednak nie samymi uniesieniami damsko- męskimi żyje człowiek. Gdyby wtedy w Brazylii nie pokłócili się na śmierć i życie, to zapewne znalazłaby się jakaś inna ku temu okazja.
    Tymczasem Martyna doskonale uświadamiała sobie co i komu powiedziała w nocy. Jej nieobecność w pokoju została zarejestrowana przez Kaśkę i niestety także przez wracającego z pokoju Jurka Mielewskiego, Kadzia i Igłę napojonych przez Misia elektrolitami. Ów wspomniany wcześniej Miś nie był jednak bezbrodatym Kubiakiem, lecz bardzo sympatycznym operatorem kamery z Polsatu Sport. 
Igła, skacowany po nadużyciu rzeczonych elektrolitów podczas śniadania marudził jak stara baba.
    - Jezu, za jakie grzechy? – stęknął wrzucając do szklanki z wodą tabletkę przeciwbólową. – Głowa mi pęka!
     - Nie trzeba było tyle chlać. – zaśmiał się Marcin Lepa, który zasnął w połowie trzeciej flaszki, bułgarskiej wódki i nie miał takiego kaca.
Krzysztof spiorunował go wzrokiem.
    - Kadziu mnie zmusił!
Martyna zakrztusiła się kawą, którą się raczyła.
    - Związał cię i wlewał do gardła siłą?- zapytała z jadowitą słodyczą. 
Kaśka kwiknęła z uciechy a Jurek niepostrzeżenie włączył nagrywanie w swojej komórce.
    - Bardzo śmieszne. – obruszył się były libero. – Ty nam lepiej powiedz, co w nocy robiłaś poza pokojem.
Oczy zebranych skierowały się na Dudzicką, która zachowała jednak kamienną minę.
    - Byłam na spacerze, jestem pełnoletnia.
    - A ten spacer nie był przypadkiem w pokoju kogoś, kto ma przezwisko jak pewne leśne zwierzę? – drążył niezmordowany Igła.
    - Jeleń?- zaproponował Lepa.
     - Sam jesteś, kurwa, jeleń. Dzik, dziki, chory i niezdolny do skoku w żołędzie!- ryknął Krzysztof. 
    - Chłopcy, na litość czy możecie zamknąć twarzo-szczęki na jakiś czas? – zapytał arcyuprzejmie papa Drzyzga odkładając łyżkę, którą sekundę wcześniej konsumował rosół Heynena.
    - Przepraszamy trenerze. – odpowiedzieli unisono.
    Kilka godzin później w warneńskim Pałacu Kultury i sportu rozpoczęło się spotkanie Albicelestes z Biało – Czerwonymi. Na początku nasi weszli w mecz z tak zwanego buta, pełni werwy z zaciętymi minami tłukąc Argentyńczyków. Bułgarskie fanki mdlały na widok Conte, który po każdej udanej zagrywce uśmiechał się jakby przed chwilą dostał Oscara. Dobra passa skończyła się w drugim i trzecim secie, tak jakby ktoś odłączył Polakom zasilanie. Nic się nie kleiło, zagrywka kulała, blok był mocno podziurawiony, nawet Kurek który odkrył na tym turnieju swoje prawdziwe ja nic nie wskórał. Vital miotał się przy ławce trenerskiej jakby ktoś wrzucił mu w spodnie chrabąszcza.
    - Chłopaki, kurwa musimy się ogarnąć!- Fabian usiłował motywować zespół po trzecim secie.
    Motywacji starczyło jednak tylko na czwartego seta, którego jakimś cudem udało się wygrać. Tie break nie ułożył się jednak po naszej myśli, czego zwieńczeniem był skuteczny atak Sebastiana Sole, który zwieńczył spotkanie.
     Chłopcy wracali do hotelu w podłych nastrojach prawie się do siebie nie odzywając. Jedynie Kwolek z Kochanowskim i Wojtaszkiem przyciszonymi głosami omawiali spotkanie. Vital łyknął sobie waleriany, czując że jeśli się nie uspokoi to niechybnie dostanie zapaści.
    W hotelowym pokoju Michał również szalał, tym razem podczas rozmowy ze swoim ojcem, Jarosławem.
    - Michał, synu na litość czy ty nie dbasz o swoje zdrowie?! – poirytowany Kubiak senior sarkał w słuchawkę telefonu. – Jako ojciec zabraniam ci narażać zdrowie swoje, moje i matki, która już bukowała bilety żeby zaciągnąć cię do szpitala. Nie możesz zagrać z Francuzami!
    - Wolę umrzeć na boisku niż na kanapie. – odpowiedział mu młodszy syn. – Tato, przecież ty mnie tego nauczyłeś!- dodał dla potwierdzenia wagi swoich słów.
Po drugiej stronie linii nastąpiła wymowna cisza.
     - Synu, czasami chciałbym, żebyś był mniej ambitny, ale cokolwiek zrobisz to będę cię wspierał. Na razie powstrzymam matkę, ale jak ci się pogorszy to żadna siła nie powstrzyma nas żeby cię stamtąd nie zabrać.
    Gdy Michał kończył rozmawiać do pokoju wparował Kurek z Kochanowskim i Kwolkiem, zaraz za nimi przyczłapał potargany Grzesio Łomacz i ulizany po kąpieli Fabian Drzyzga, pochód zaś zamykał Szalupa i Wojtaszek z boomboxem. Pierwsza trójca rozwaliła się na łóżku Wojtaszka, Gregor przysiadł w nogach posłania Kubiego, Szalupa usadził tyłek na biurku obok telewizora a zaradny Damian zrzucił brudne ubrania z krzesła.
    - Tylko nas nie zabijaj. – zaczął Fabian. – Spierdoliliśmy ten mecz koncertowo.
    - Weź już nie przesadzaj. – odpowiedział mu Kurek. – Dwa- trzy to nie jest jeszcze takie bicie, gorzej jakby po naszej stronie było jajo.
Kwolek kwiknął z uciechy.
    - A ty z czego rżysz osiole? – zapytał go Kochanowski.
    - Chyba ośle, debilu. – odpysknął Bartek. 
I takim sposobem rozpoczęła się regularna pyskówka między młodzieżą. Michał modlił się w duchu żeby nie wybuchnąć śmiechem i zachować resztki kapitańskiej powagi.
    -… sam jesteś melepeta, skończyłem liceum i zdałem nawet maturę. – pyskował dalej Kochanowski.
    - Tak samo jak ten geniusz z Matura to bzdura, Muzaj?- wyzłośliwiał się Kwolek.
Jeszcze chwila a doszłoby do regularnej bijatyki, ale w porę zareagował Fabian uciszając młodych adeptów siatkówki.
    - Panowie a co wy jesteście jakaś gimbusiarnia?- zapytał jadowicie. – Tutaj jest kadra, nie „ Roast u Kubiaka” – dalej obsztorcowywał kolegów. 
    - A pamiętacie cztery lata temu jak Zbigniew się urżnął i przysposobił dmuchaną lalkę?- Misiek chcąc rozładować napięcie przypomniał o niechlubnym wydarzeniu z życia najlepszego kolegi.
    - Jak jej było na imię?- zapytał Kuraś. – Iwona? Irmina?
    - Irena!- podpowiedział Szalupa.
Wszyscy spojrzeli na Artura z konsternacją. Skąd u licha dowiedział się o tej akcji skoro z tamtej kadry w tym pomieszczeniu ostali się tylko Kubi, Kuraś i Fabian.
    - A ty skąd masz takie informacje, Szalupa?- zapytał Kurek.
    - Jak to skąd?Od Igły, opowiadał mi kiedyś o tej akcji sprowadzania go z plaży pod nosem Antigi i płomienne wyznania Zbigniewa do Irenki.
    - Mogłem się domyślić, że od Igły. – Kubi spojrzał na kolegów. – Ten stary pleciuga cały czas coś kombinuje.
     - Krzysztof robi to z troski o ciebie. – słusznie zauważył Kurek.
     - A ja uważam, że Igle się zwyczajnie nudzi. – odpowiedział mu Fabian.
     - Jak się kurwa nudzi, to niech się pobawi cyckiem!- zagotował się kapitan.
    Ta wypowiedź była puentą męskiego spotkania, które miało na celu rozładowanie emocji po meczu z Argentyną. 
    Dwa piętra niżej jedno z źródeł trosk Kubiaka czyli Kolczatka rozmyślała właśnie nad poprzednią nocą w pokoju Kubiaka. Nie miała za bardzo z kim o tym pogadać, bo Marian dalej była na nią obrażona a Jagnie nie chciała zawracać głowy, przy bliźniakach i małej Marcelinie była zarobiona jak jakaś niewolnica Izaura. Kaśka miała jakiegoś live’a z jaśnie oświeconym i nieomylnym dyrektorem Marianę Kmitą, a reszta ekipy raczyła się elektrolitami w pokoju Mielewskiego.
    Gdy fotografka wybierała się na spacer, żeby jeszcze bardziej się zdołować do jej pokoju bez pukania wparował Kubiak. Odziany w pluszowy, hotelowy szlafrok z potarganymi włosami i jednodniowym zarostem za to blady jak giezło.
     - Nie potrafisz pukać?- zapytała mało serdecznie. 
    - A ty pukałaś zanim wparowałaś w nocy do mojej sypialni i rzuciłaś się na mnie?- zapytał ironicznie. 
Dziewczyna oblała się purpurą od koniuszków paców aż po cebulki włosów.
    - Ja? Rzuciłam się? – zapytała z niedowierzaniem.
    - A jak nazwiesz obłapianie mnie i wyznania miłosne? – odpowiedział pytaniem, jego głos ociekał kpiną i szyderstwem a tego dla Martyny było za wiele.
To ona wstaje w nocy i sprawdza czy żyje, jak jakaś pierdolona doktor Quinn a ten śmie jeszcze mieć pretensje?
     - Nic takiego nie miało miejsca. – oburzyła się jak święta turecka. – Za to ty wyznawałeś mi na korytarzu, że beze mnie nic nie jest takie samo.
     Kubiak podszedł bliżej a z jego wymizerowanej twarzy biła taka bezczelna pewność siebie, że w Dudzickiej zaczęło się gotować. Niezrażony tym Kubiak jął bawić się puklem jej włosów okręcając go sobie wokół palca.
     - Kłamczucha. – zaśmiał się bezczelnie. – A to co powiedziałem, to prawda. Bez ciebie moje życie nie jest takie samo i byłabyś łaskawa przestać mnie nachodzić, bo jeszcze sobie pomyślę że znowu na mnie lecisz.
     - Ty parszywy sukinkocie!- wrzasnęła fotografka chcąc zdzielić go w twarz, Kubiak jednak zareagował iście siatkarskim refleksem w porę powstrzymując jej dłoń w żelaznym uścisku swojej.
     - Nie radziłbym. – syknął jak kobra egipska.
    - Bo co?!- wyrwało się Martynie.
Nie odezwał się tylko przyciągnął ją do siebie tak mocno, że przywarła do jego torsu czując stalowe mięśnie pod puchatym szlafrokiem. 
Kubiakowe oczy lśniły niczym dwa szmaragdy wpatrując się w zarumienioną ze złości Dudzicką. Jak bardzo tęsknił za tymi przepychankami do wczoraj nawet nie zdawał sobie z tego sprawy.
     Martyna myślała że ten idiota zaraz ją pocałuje, ale ku jej zdziwieniu po chwili uwolnił jej dłoń odsuwając się od niej i wychodząc bez słowa. 
Została tak na środku pokoju rozpalona złością i czymś, co tak skrzętnie usiłowała ukryć. Michał zaś będąc już na korytarzu uśmiechnął się pod wąsem.


„Nic mu się nie przyśniło, ta mała zołza wczoraj w nocy całowała go, gdy był w malignie”. 
____________________________________________
Witajcie! 
Powoli zbliżamy się ku końcowi naszej wspólnej drogi. Dobra, zabrzmiało tak jakby rozlatywało się jakieś małżeństwo, czy coś ale komunikat jest taki: To nasze ostatnie opowiadanie! Jeszcze maksymalnie pięć rozdziałów + epilog. Nie chcemy, żeby z I see zrobiła się meksykańska telenowela, albo inny turecki tasiemiec. Już i tak bujamy się z "Dzikami" od czterech lat i zawsze coś nam przeszkadza, żeby tę historię dokończyć. Cóż, fajnie było pisać dla Was. Tyle lat, tyle historii udanych jak Run to you czy Siostrzyczki i mniej udanych albo nie skończonych. Dobra, bo wyjdzie nam tu elaborat a nie komentarz pod rozdziałem.
Łapcie uśmiechniętego dzika i czytajcie!
                                 Pozdrawiamy Fiolka&Martina :)

9 komentarzy:

  1. Nie mówcie nawet takich rzeczy! Ja się nawet nie zdążyłam nacieszyć tym powrotem a wy zaraz kończycie? Proszę przemyślcie to jeszcze. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurde.. Juz myślałam że ją pocałuje. Może się policytujemy? �� co powiecie na 10 rozdziałów
    +epilog? Nie róbcie nam tego jeszcze

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziewczyny! Popieram koleżanki wyżej, jeszcze troszkę.
    To opowiadanie jest tak inne niż wszystkie które czytałam do tej pory, że naprawdę ciężko będzie się rozstać..

    OdpowiedzUsuń
  4. Kocham Was oraz kocham Dzika i Kolczatke 💖😂💖

    OdpowiedzUsuń
  5. Już myślałam że serio ją pocałuje. Nie konczcie jeszcze, ja tam uwielbiam czytać i oglądać "telenowele". Pozdrawiam i czekam na więcej :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Aaaa, jak super, że znów piszecie <3 <3 Już się obawiałam, że nie będzie dalszej historii ;( A teraz nie mogę się doczekać na następny rozdział, żeby dowiedzieć się co tam u dzików <3 :D Mam nadzieję, że się wszystko pięknie wyjaśni <3

    OdpowiedzUsuń
  7. A ja już chyba 10 razy przeczytałam wszystkie rozdzilyr i nadal czekam na kontynuację ❤❤❤

    OdpowiedzUsuń

  8. Wrocilam do pisania mam nadzieje że zajrzysz pozdrawiam https://takmusialobycccc.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń