niedziela, 21 lutego 2016

Rozdział VII - Co za dupek żołędny z ciebie!



    Październik miał się ku końcowi, robiło się coraz chłodniej. Martyna, która zdołała wcześniej przeoczyć, że Ankara leży w środkowej Turcji, cechującej się surowym klimatem kontynentalnym, przynoszącym ostre zimy, poczuła się tym nieco zaskoczona. Nur szybko sprowadziła ją do rzeczywistości.
    - Kochana, tu potrafi tyle śniegu spaść, że po kolana! - oznajmiła pewnego ranka, gdy Martyna napomknęła coś o zimnie. - Albo i więcej nawet. To nie są tropiki!
Rzuciła głębokie, zalotne spojrzenie w lustro, poprawiła usta szminką, po czym odwróciła się do Martyny.
    - Jak wyglądam? Może być?
Dudzicka przyjrzała się jej krytycznie.
    - No ładnie - orzekła.
    - Ma być bardziej niż ładnie - stwierdziła Nur. - Mam zajęcia z Selimem dzisiaj!
Martyna westchnęła. Uczucie, jakie Nur żywiła do swego wykładowcy było ciut przytłaczające.
    - A! - Nur oderwała się od poprawiania niesfornego loka nad czołem. - Słuchaj, ty się w sobotę odwal na bóstwo, bo na imprezę idziemy.
    - Imprezę? Dokąd? - Martyna przegrabiła swoje włosy szczotką i pacnęła się pudrem po twarzy.
    - A taki jeden robi melanż u siebie w domu - odpowiedziała Nur z lekkim roztargnieniem. - Strasznie się we mnie buja, ale do Selima nie ma startu. To kumpel Iskandera, wiesz.
Martyna się wyraźnie ożywiła.
    - Iskander też idzie?
    - No oczywiście - Nur wywróciła oczyma. - Nie ma imprezki u Canera bez mojego braciszka.
Caner mieszkał w nader obszernej willi na przedmieściach Ankary. Kiedy prowadzony przez Iskandera samochód zatrzymał się przed nią, jarzyła się światłami niczym Titanic i grzmiała muzyką.
Drzwi otworzył im niemal dwumetrowy drągal o sympatycznym wejrzeniu, które przywodziło na myśl dużego, przyjacielskiego psa.
    - Alex!
    - Caner!
Panowie padli sobie w objęcia, poklepali się z hukiem po plecach, po czym Alex-Iskander dokonał prezentacji, podczas której Caner wytrwale robił słodkie oczy do Nur. Martyna miała wrażenie, że lada chwila zacznie on merdać ogonem.
    - To jest Caner, mój serdeczny przyjaciel, a to Martyna - Iskander objął ją lekko. - Piękność z Polski!
    - Idiota - mruknęła Nur.
Gospodarz sprawnie pozbawił ich okryć wierzchnich, które jednym rzutem ulokował za drzwiami najbliższego pokoju, po czym poprowadził ich na salony.
    Salony urządzone były w stylu dosyć tradycyjnym, to jest niskimi otomanami, tak, że siedzący na nich ludzie zupełnie znikali z oczu, zasłonięci przez tych, którzy stali. Jeden z nich jednakże podniósł się, akurat w chwili, gdy Martyna weszła na salę.
To był Kubiak.
    - Co on tu robi?! - Martyna szarpnęła Nur za rękaw.
    - On? A nie wiem, to jakiś koleżka Canera - odparła Nur wzgardliwie.
    - To jest twój rodak, podobno dość znany - odezwał się Iskander zza pleców. - Ale dziwny, bo nie lubi imprez, pierwszy raz przyszedł. Nazywa się Kjubjak, czy jakoś tak.
    - To wiem - zgrzytnęła Martyna. - Ale co on tu robi?
Iskander popatrzył na nią z lekkim pobłażaniem.
- Caner jest siatkarzem, gra w Halkbanku Ankara - odparł. - Kjubjak też.

    Tymczasem Kjubjak tak był zajęty gadaniem z kolegami, że nie dotarł do stojącego przy ścianie stołu, na którym znajdowały się napitki i zakąski i nie zauważył wejścia Martyny.
    - Ej, Kubi, jakaś laska się na ciebie gapi - zarżał Le Roux. - Ta co dopiero przyszła.
    - Co? - zdziwił się Michał, wybity z rozmowy z Travicą. - Jaka laska?
    - No patrz, tam stoi, jak wmurowana. Musiałeś ją olśnić swoją urodą! - Dragan miał wyraźny ubaw.
    Kubi spojrzał we wskazanym kierunku i też zamarł, ale tylko na sekundę. Zaraz się odblokował i niczym dzik przez krzaki przedarł się do bufetowego stołu, chwycił najbliższą butelkę i nalał sobie pełny kieliszek. Nie patrząc nawet co pije połknął zawartość naczynia jednym haustem i dopiero dreszcz obrzydzenia uświadomił go, że golnął sobie raki, anyżową wódkę, której szczerze nie znosił.
Milionowa metropolia, a on w niej znowu wpada na tę cholerną kolczatkę. Diabli nadali!
    Przez resztę wieczoru oboje unikali się jak gracze Barcelony skarbówki, bawiąc się w innych częściach przestronnego salonu Canra.
Chociaż zabawa była w tym wypadku dość mocnym nadużyciem, gdyż zarówno Michał jak i Martyna wlewali w siebie kolejne kieliszki wina. Co prawda było to wino z domieszką wody mineralnej ale spożyta ilość mogłaby zwalić z nóg przedstawicieli mniej pijących nacji.
    Iskander brylował w towarzystwie a znajdujące się w pomieszczeniu kobiety co rusz spoglądały na niego z rozmarzeniem. Martyna pewnie też posłałaby mu kilka maślanych uśmiechów, gdyby nie obecność tego tukana- Kubiaka, który samym jestestestwem potrafił podnieść jej ciśnienie.
Czy Alex nie mógł przyjaźnić się z jakimś malarzem albo aktorem? Albo chociaż siatkarzem z innej drużyny. Ale nie. Musiał to być klubowy kolega Kubiaka w dodatku on sam musiał pojawić się na tym przyjęciu.
    - Jesteś dzisiaj nie w sosie?- Nur uwolniwszy się od nadskakującego Cenera, pojawiła się przy stole z drinkami.
    - Po czym wnosisz?- mruknęła Martyna.
    - Zazwyczaj wpatrujesz się w mojego brata jak w swoje fotografie, ale dzisiaj mierzysz wzrokiem tego zarośniętego siatkarza. I on też pożera cię wzrokiem jakby chciał ci przegryźć tętnice. Dość urocza wymiana wzrokowa, nie sądzisz? - zachichotała Turczynka.
Martyna nie trafiła kieliszkiem do ust wylewając zawartość za dekolt. Widzący całe zdarzenie Iskander pośpieszył ze śnieżnobiałą chusteczką chcąc zetrzeć plamę, zaraz jednak zorientował się że owa plama była w miejscu dość krępującym.
    Obserwujący ich z drugiego końca salonu Kubiak zacisnął dłoń na wysmukłej nóżce kieliszka niemalże miażdżąc ją.
Travica i Le Roux patrzyli na wszystko z narastającą wesołością. Ci Polacy to naprawdę dziwny naród.
    Dzik tymczasem dalej obserwował Martynę, która oddawała właśnie Iskanderowi chusteczkę, darząc go wyraźnie maślanym spojrzeniem. Coś mu w duszy wściekle zazgrzytało.
    - Co to za fagas jest? - zapytał Travicę.
    - A to, Iskander, kumpel Canera. Alex na niego mówią - odparł Dragan. - Caner lata za jego siostrą, Nur, dlatego ich zaprosił. Ej, Caner!
Travica przywołał gestem gospodarza.
    - Michał chyba nie lubi twojego kumpla - oznajmił, szczerząc się w uśmiechu. - Alex do jego laski uderza.
    - To nie moja laska! - Dziku wyparł się po raz nie wiadomo który.
    - Alex jest w porządku - zdziwił się Caner. - Co jest?
- Taki tani uwodziciel - Michał wzruszył ramionami.
    Z imprezy wyszedł przed czasem, kłuła go bowiem w oczy obecność Martyny i ten cały Alex, Iskander, czy jak mu tam. Jeszcze trochę i by się przez nich urżnął. Kiepska zabawa.

    Ankara jednak uparcie okazywała się mała i Kubiak wpadł na Martynę kilka dni później w supermarkecie. Z koszykiem w garści pędził właśnie do działu z nabiałem, spiesząc się straszliwie, bo czasu miał mało, gdy zaczepił niechcący piramidę puszek z owocami w syropie. Piramida zatrzęsła się, gibnęła i poleciała na stronę przeciwną, do tej po której stał Michał. Znajdująca się tam osoba odskoczyła, wydając przy tym jakże polski okrzyk.
    - Kurwa mać!
Wylądowała na tyłku gdzieś pod regałem i w tym momencie Kubi ją rozpoznał. Znowu ona.
    - Sorry - rzekł z niejaką skruchą, pomagając jej wstać. - Spieszyłem się i tego... przewróciłem to cholerstwo.
    - Sorry?! - Martyna zionęła furią. - Te pieprzone puszki prawie mi głowę rozbiły! Patrz jak łazisz!
    - To był wypadek - rzekł Michał zimno.
    - Wypadek-sradek - odpyskowała Martyna. - Ty masz po prostu całą subtelność walca drogowego!
    - O, znalazła się delikatna jak pneumatyczny młot! - wściekł się Kubi.
    - Rękę sobie obtarłam, o! - poskarżyła się Dudzicka, demonstrując otarty łokieć.
    - Niech ci ten twój Skafander podmucha - warknął Misiek, bez cienia skruchy.
Martynę trafił rzetelny szlag.
    - Co za dupek żołędny z ciebie! - wrzasnęła, aż się ludzie zaczęli oglądać.

    Podczas gdy Martyna i Michał toczyli wojnę w supermarkecie, Nur wychodziła z wykładów niemalże unosząc się nad ziemią.
    Dzisiejszego dnia profesor Ergenc miał na sobie błękitną koszulę podkreślającą kolor jego oczu. Panna Aksoy przez cały wykład siedziała wpatrzona w niego niczym ciele w malowane wrota. Selim kątem oka zauważył uwielbienie studentki, co mile połechtało jego ego. W przyszłym roku skończy czterdzieści pięć lat i nadal ma powodzenie u kobiet ku jego szczeremu zachwytowi coraz młodszych. Od kilku lat nie zawracał sobie głowy związkami czerpiąć garściami z kawalerskiego życia. Zakochanie było dla młokosów i idiotów,on zaś wielbił kobiety nie pozwalając sobie na uczuciowe galimatiasy.
Romanse- tak. Związki zdecydowanie nie.
    Młoda studentka pożerająca go wzrokiem jak kawałek baklawy była zdaje się koleżanką zdolnej Polki, którą miał zamiar przyjąć na praktykę.
Piękna dziewczyna z tej panny Dudzickiej co wcale go nie zdziwiło bo Polki były piękne.
W jednej nawet był zakochany, ale było to w czasach gdy jeszcze nie uodpornił się na te bzdury. Może wynikało to z samotności? Był nastolatkiem świeżo po szkole średniej w obcym kraju, zmagający się z inną kulturą. Polska nie była wtedy krajem przyjaznym obcokrajowcom. Pomimo tego jakoś się w niej odnalazł a co najważniejsze odnalazł bratnią duszę.
Ale potem mocno się zawiódł. I nie chciał więcej powtarzać błędów młodości z wiekiem dojrzał i na słowo małżeństwo dostawał gęsiej skórki. Nie był stworzony do tej instytucji i już. Co innego romansowanie. Do tego nadawał sie idealnie!
    A skoro o romansach mowa, ta cała Nur była śliczna. Może warto byłoby się z nią umówić? Selim miał na to parę wypróbowanych patentów. W przerwie obiadowej skoczył do kwiaciarni, gdzie nabył jedną, czerwoną różę. Nastepnie udał się do stołówki, bezbłędnie namierzył stolik, przy którym miejsce zajęła Nur i upuścił kwiat na jej tacę, korzystając z tego, że dziewczyna rozmawiała akurat  przy innym wejściu ze swoją koleżanką, tą Polką, która była przeokrutnie wściekła.
Selim spokojnie zajął się własnym obiadem, tymczasem dziewczyny wróciły do stolika. Na widok róży oczy Nur zrobiły się wielkie jak spodki.
    - Róża - wyjąkała. - Ktoś mi ją zostawił.
    - Masz wielbiciela - stwierdziła Martyna, napoczynając kopiastą porcję jedzenia. Ze złości zawsze robiła się głodna.
    - Ale kto to może być? - głowa Nur obracała się niczym zamocowana na gwincie. - Widziałaś tu kogoś?
Martyna przełknęła i popiła herbatą, mocną, gorącą i słodką, dokładnie tak jak lubiła.
    - Jak miałam widzieć, skoro gadałam z tobą? - skrzywiła się. - Potem się dowiesz.
Nur jednak nie mogła się uspokoić, obiad zaś zostawiła prawie nietknięty, czego nie można było powiedzieć o Martynie, która pożarła wszystko, co miała na talerzu. Właśnie wstawała od stolika, by odnieść naczynia do właściwego okienka, gdy profesor Ergenc przemaszerował obok nich, darząc Nur znaczącym i głębokim spojrzeniem.
    - O rany, to on! To naprawdę on! - Nur zatrzepotała dłońmi, po czym chwyciła się za gors. - To on zostawił mi tę różę!
    - No to przechlapane - mruknęła Martyna.
Selim czekał na Nur, ukryty za filarem przy wejściu do audytorium, w którym dziewczyna właśnie miała słuchać wykładu. Wyłonił się bezszelestnie, stanął za nią, kładąc jej dłoń na ramieniu i jął recytować, w pełni świadom głębokiego i aksamitnego brzmienia swego głosu.
    - Cudnowłosa, pięknobrewa, luba, zalotna wybranko!Jak żyć bez ciebie, tyś mi pomocą, moja chrześcijanko! Serce me pełne bólu, płaczę, jam Muhibbi szczęśliwy!
Nur nieomal zemdlała z wrażenia, a kwadrans później, gdy była już umówiona z Selimem na wieczorne spotkanie pojutrze, i zdążyła odzyskać możność oddychania i władzę nad członkami, zadzwoniła do Martyny.
    - ...o Boże, on się ze mną umówił, jutro rano idziemy na zakupy, ja nie mam w co się ubrać, o Boże, idę z Selimem na randkę, musisz mi pomóc wybrać strój, taka jestem szczęśliwa...
Martyna odsunęła słuchawkę od ucha na chwilę.
    - Dobrze, pójdziemy jutro rano, akurat mam wolne, tylko weź wreszcie wdech! - poprosiła.
Rozgorączkowana Nur wywlokła Martynę z domu przed ósmą rano, nie pozwoliwszy jej nawet zjeść śniadania. Ubawiony całą sytuacją Iskander przyłączył się do wyprawy i tym sposobem znaleźli się na ulicach Ankary we trójkę.
    - Nur, opanuj się - jęczała Martyna, której burczało w brzuchu. - Wszystko jest pozamykane!
    - To niemożliwe! - nadąsała się Nur, po czym spojrzała na zegarek. - A rzeczywiście. To co teraz?
    - Idziemy na śniadanie - zarządził Iskander. - Znam świetną knajpkę tu za rogiem.
    Ponieważ świat ciągle był mały, tą samą ulicą maszerował Kubiak, wracający właśnie ze swych porannych biegów. Dostrzegł całą trójkę z daleka i starał się trzymać z tyłu, z nadzieją, że zaraz skręcą.
Tymczasem Nur perspektywa randki z Selimem wyraźnie padła na mózg.
    - Ale w knajpie mam siedzieć? - protestowała. - Ja się muszę przygotować!
    - Możesz stać - zezwoliła Martyna. - Albo zwisać z żyrandola, wszystko mi jedno. Głodna jestem!
    - A musisz tyle jeść? - marudziła Nur. - W końcu nawet ten Kjubjak cię nie zechce!
    - Martyna jest bardzo zgrabna - oznajmił stanowczo Iskander. - I może jeść ile chce. Nie oczekujesz chyba, że będzie głodowała w imię twojej miłości do Selima?
    - No właśnie?
    - Ojej, ale wy jesteście - mruknęła Nur, niezadowolona.
Misiek szedł kilkanaście metrów za nimi, modląc się, żeby Martyna się czasem nie obejrzała. Co się z nią spotykał, to dochodziło do jakiejś katastrofy. Nie wiedział wprawdzie co mogłoby się zepsuć tutaj, na pustawej o tej porze doby ulicy, ale znając Martynę wiedział, że coś by się znalazło.
    Kiedy kłócąca się trójka zniknęła za rogiem, Misiek odetchnął z ulgą. Tym razem katastrofa została zażegnana.
    Pogwizdując, ruszył przed siebie, gdy nagle ziemia ponad jego stopami zadrżała, szyby w pobliskich witrynach i oknach zadzwoniły, a nad dachami przetoczył się potworny huk. Kłęby dymu wypłynęły z wylotu ulicy, w którą przed chwilą skręciła Martyna z przyjaciółmi.
    Michał runął sprintem w tamtą stronę. Cała ulica zasnuta była dymem, asfalt usiany był kawałkami pogiętej blachy i potłuczonym szkłem, a z nieba padały drobne strzępki czegoś niezidentyfikowanego. Samochodowe alarmy wyły w całej okolicy.
Przed niewielką knajpką, zionącą teraz czarnymi jamami powybijanych okien, stała płonąca kupa powyginanego żelastwa, która musiała być kiedyś samochodem. W progu knajpki ktoś leżał.
___________________________________________________________
Witajcie!
Przybywamy z cotygodniową dawką Miśka i Martyny! 
Czytajcie ze smakiem! 
                                                          Fiolka&Martina :) 




12 komentarzy:

  1. Robi się ciekawie .. ;D ja to czekam na rozwinięcie pięknej miłości Kubiego i Martyny :) czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Boże nie!!!! Czemu w takim momencie?!?! Rozdział super jak zawsze <3
    Nie wiem co jeszcze napisać, jestem jeszcze myślami wokół rozdziału. Tylko jedna myśl krąży mi ciągle po głowie: CZEMU W TAKIM MOMENCIE?

    OdpowiedzUsuń
  3. Co tam się stało na samym końcu? D: Oby nic się nie stało Martynie... Ale z drugiej strony... wtedy Dzik chyba by nie okazał swojej nienawiści, tylko jej pomógł, prawda?

    Oni się tak bardzo nienawidzą, że to aż jest urocze. Złośliwy ten los, że ciągle na siebie wpadają. Nie uwolni się Dzik od tej kolczatki, oj nie.

    Panie Iskander, takie teksty nie działają na Dudzicką, proszę się bardziej postarać. xd
    Za to Nur nie rozumiem, tego jej uwielbienia dla wykładowcy - gość nie jest zbyt urodziwy. No i z wykładowcą to tak trochę dziwnie...
    Fajnie, że zamierza przyjąć Martynę na praktykę. ;)

    No kto by pomyślał, że Caner zna się z jakimś tam Kjubjakiem. :D

    Pozdrawiam. ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Mam nadzieje, że nic złego się nie stało:)

    OdpowiedzUsuń
  5. świetne czekam na kolejne mówiłam już że kocham to opowiadanie i mama bardzo dużą nadzieje że Martynie nic nie jest

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział jak zwykle super, tylko mam nadzieję, że głównym bohaterom się nic nie stanie :)

    OdpowiedzUsuń
  7. To chyba moje ulubione opowiadanie z Waszej siatkarskiej trylogii. Martyna i Misiek są genialni! Niby ciągle drą ze sobą koty, niby każde ich spotkanie kończy się mniejszą lub większą katastrofą, a mimo to widać, że coś nieustannie ich do siebie ciągnie, a przeznaczenie non stop krzyżuje ze sobą ich drogi.
    Hmm, czyżby Kjubjak poczuł na swych plecach oddech potencjalnego rywala? Bo widać, że nie potrafi przejść do porządku dziennego nad widokiem Martyny w towarzystwie Iskandera. Coś go ruszyło, co do tego nie ma żadnych wątpliwości.
    Końcówka bezapelacyjnie trzyma w napięciu. Czyżby kolejny zamach? Niestety ostatnio w Turcji to dość częsty widok. Tak jak pozostałe czytelniczki mam nadzieję, że Martynie nic się nie stanie, zresztą jestem pewna, że w razie potrzeby Kubiak schowa animozje do kieszeni i ruszy za panną Dudzicką niczym dzik w żołędzie!
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Czekam na następne 😍😍 Świetne opowiadanie!

    OdpowiedzUsuń
  9. Kiedy nowy rozdział???

    OdpowiedzUsuń
  10. Właśnie zostałaś nominowana do Liebster Blog Award! Po więcej informacji zajrzyj ;)http://siatkowkacalymmoimswiatem.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń