Do końca imprezy
urodzinowej t.j. późnych godzin nocnych, Martyna starała się nie
przebywać w bliskim otoczeniu Kubiaka. Taniec z nim rozstroił ją
nerwowo i chociaż nie miała ochoty zadźgać go widelcem, to jednak
wolała unikać jakichkolwiek kontaktów z brodaczem.
Pod koniec przyjęcia Karol
wszedł na salę z lekko zakłopotanym wyrazem twarzy.
- Martynka mamy problem
noclegowy. – rzekł prosto z mostu. – Zapomniałem wcześniej
zabukować ci pokoju a dzisiaj wieczorem zjechali się dentyści i
protetycy na jakieś sympozjum i wszystko pozajmowali.
- Spoko, prześpię się w
samochodzie. Mam śpiwór. – odpowiedziała spokojnie.
Stojąca nieopodal Olka nawet nie próbowała ukryć triumfalnego uśmieszku.
Stojąca nieopodal Olka nawet nie próbowała ukryć triumfalnego uśmieszku.
- A może zanocujesz z nami
w pokoju? Prześpicie się z Olą na łóżku a ja pościele sobie na
podłodze?- zapytał Karol.
- Nie ma mowy nie będę z
nią spała!- oburzyła się jego dziewczyna.
Martyna spojrzała na nią
niczym na rozjechaną ropuchę.
- Imaginuj sobie, że ja
również nie mam ochoty dzielić z tobą jakiejkolwiek przestrzeni.
– parsknęła brunetka.
Stojący nieopodal Igła,
który mimo wypicia kilku lampek wina miał nastawione radary uszne,
postanowił interweniować.
- Pardon. – rzekł po
francusku. – Ale chyba mam rozwiązanie waszej sytuacji.
- Mianowicie?- zapytał
Karol.
- Martyna może przespać
się w pokoju z moją Dominiką i Manoline, Stefana. Dziewczynki mają
wspólny pokój i są tam dwa łóżka, one i tak śpią w jednym.
- Igła spadłeś nam jak z
nieba!- Karol miał ochotę porwać libero w ramiona i zawirować z
nim po parkiecie.
- Spoko. – wyszczerzył
się Ignaczak. – Odpłacicie mi w naturze!
Resztka nocy minęła
Martynie spokojnie, ale wczesnym rankiem obudził ją chichot
dobiegający z drugiego łóżka.
Z wysiłkiem otworzyła
najpierw jedno potem drugie oko, ogniskując dwie dziewczęce postaci
na sąsiednim posłaniu.
- Cześć!- odezwały się
unisono dziewczynki. – Jesteś dziewczyną wujka Kubiaka?- zapytała
mniejsza z dziewczynek.
Wyglądała jak mała,
żeńska kopia Krzyśka Ignaczaka. Druga z dziewczynek o płowych
włosach musiała zatem być Francuzką, córką trenera i jego
małżonki.
- Co? - zapytała Martyna
nieprzytomnie.
Miniaturowa wersja Igły,
czyli Dominika, podskoczyła na łóżku.
- No chodzisz z wujkiem
Michałem, nie? - w jej głosie brzmiała triumfalna nuta.
- Nie! - wrzasnęła
Martyna, siadając na łóżku. - Nie chodzę z wujkiem Michałem.
Nigdzie z nim nie chodzę!
- A na grzyby? - chciała
wiedzieć Manoline.
- Też nie! - oznajmiła
Martyna z całą stanowczością.
Dominika zmarszczyła nos.
- Wyglądasz jak
czarownica, wiesz? - podskoczyła jeszcze raz na łóżku. - A masz
miotłę?
- Zostawiłam w domu, bo
nie mieści mi się w samochodzie - odparła godnie Martyna. Wylazła
z pościeli i przejrzała się w lustrzanych drzwiach szafy. Jej
ciemne loki były rozczochrane i nastroszone, istotnie upodabniając
ją do wiedźmy, która leciała na sabat mając wiatr w plecy.
- Też chcę wyglądać jak
czarownica! - oznajmiła Dominika i oburącz rozczochrała sobie
włosy. Manoline tymczasem okręciła się prześcieradłem.
- Ja nie jestem czarownica
- oznajmiła. - Ja jestem księżniczka!
Martyna wygrzebała z torby
obszerną, czarną bluzę z kapturem.
- Masz, czarownico, przyda
ci się - powiedziała, podając ją Dominice.
Kiedy pół godziny później
do pokoju wparował Igła, zastał obie dziewczynki, pozujące w
kostiumach skomponowanych z czego się dało (w roli etnicznego
nakrycia głowy Dominiki wystąpiła błyszcząca powłoczka
poduszki, przynależnej do fotela), do zdjęć, robionych przez
Martynę.
- O, przepraszam - Igła
spąsowiał, widząc, że pani fotograf jest wciąż w piżamie.
Flanelowej i zakrywającej co się dało, ale jednak. - Zapomniałem,
że tu śpisz.
Odwrócił się, tymczasem
jego córka wzięła się pod boki i zmarszczyła groźnie brwi.
- Tata! Ty pukaj zanim
wejdziesz! Tu są kobiety! - wypaliła.
- Toooo ja w takim razie
wyjdę - oznajmił dyplomatycznie Krzysztof. - A wy, kobiety, się
ubierzcie. Pora na śniadanie!
Ubrane kobiety opuściły
gęsiego pokój po niespełna kwadransie.
- A Martyna nam zdjęcia
robiła! - pochwaliła się Manoline.
- No - poparła ją
Dominika. - Ja byłam czarownicą!
- A ja księżniczką!
- Nic nowego, nic nowego! -
śmiał się Krzysztof.
Dominika podskoczyła jak
piłeczka i wdrapała się na ojca, który nie miał innego wyjścia
jak wziąć ją na ręce.
- I byłam najlepszym na
świecie ri... lebi... libero!
Igła uniósł brwi.
- Taaaak? To znaczy kim? -
zapytał podstępnie.
- Tobą! - Dominika
wycisnęła mu na policzku soczystego całusa.
Martyna, taktownie
odczekawszy, aż Igła skończy się wzruszać, podała mu kartę
pamięci.
- Żebyś się nie musiał
martwić, że wykorzystam zdjęcia dziewczynek do niecnych celów -
oznajmiła. - Jedyna kopia.
- O, dzięki - ucieszył
się. - Będzie czaderska pamiątka. – Idziemy na śniadanie!
Martyna w tym momencie
zorientowała się, że nie zabrała z pokoju telefonu komórkowego,
a czekała na telefon w sprawie październikowej wymiany studenckiej.
- Idźcie beze mnie zaraz
do was dołączę, zapomniałam telefonu!- to rzekłszy zniknęła na
korytarzu.
Zamyślona przeszła obok
pokoju z uchylonymi drzwiami w którym toczyła się rozmowa. Nie
zwróciłaby uwagi gdyby nie rozpoznała jednego z wydobywających
się z wnętrza głosów.
- Mówię ci ta kuzynka,
Karolowej Olki leci na ciebie. Niebrzydka więc mógłbyś się
zabawić. – odezwał się niezidentyfikowany osobnik.
- Nie mam w zwyczaju sypiać
z kolczatkami. – odezwał się Kubiak, będący drugim z rozmówców.
– Mógłbym się pokłuć.
- Nie ma róży bez kolców.
– rzekł ten drugi sentencjonalnie.
- Jak będę chciał
spotykać się z heterą to umówię się z teściową mojego brata.
– zaśmiał się Michał.
Martynę zamurowało.
To ona była w stanie
wybaczyć mu zepsucie aparatu i wczorajsze grubiaństwo a ten wyzwał
ją od heter i kolczatek?! Już ona mu pokaże z kim ma do czynienia!
Popamięta ruski miesiąc, będzie ją na kolanach błagał o
wybaczenie!
Z marsowym obliczem i
czarnymi jak chmura burzowa myślami, Martyna zeszła na śniadanie.
Na szczęście dla Kubiaka podczas spożywania pierwszego posiłku
siedział na drugim końcu stołu, przez co niemożliwe było żeby
na siebie wpadli.
Pani fotografka, jak
nazwały ją dziewczynki po śniadaniu obfotografowała wszystkie
dzieci siatkarzy a potem dla odreagowania stresu udała się do
pobliskiego lasu. Balsamiczne powietrze, szelest liści i trele
ptaków zdołały jakoś uspokoić nerwy Martyny.
Czuła się jak kwiat
lotosu na spokojnej tafli jeziora. Do czasu aż nie weszła do
jadalni i pierwszą i jedynym wolnym miejscem było to obok jej wroga
numer dwa.
Bez słowa odsunęła
krzesło, przewieszając na jego oparciu etui z aparatem. Zębaty
siatkarz z naprzeciwka wyszczerzył się jak pijany krokodyl w
odpowiedzi dostając jedną z najwredniejszych min w palecie mimiki
Martyny.
Jako że dzisiaj wypadał
dzień pański czyli niedziela na stoły wjechały wazy z rosołem a
w porcelanowych czarkach pojawił się makaron posypany solidnie
pietruszką.
Przez umysł Martyny niczym
bolid Kubicy, przeleciała myśl o idealnej sytuacji do zemsty na tym
brodatym patafianie. Gdy kelner nalał jej rosół niewiele się
namyślając wyrwała mu z ręki naczynie wylewając całą zawartość
na krocze zaskoczonego Kubiaka.
-
Jjjjjjjaaaauuuu! - wrzasnął Dzik, odsuwając się razem z krzesłem
od stołu. - Parzy!
Siedzący
po drugiej stronie Michała ,Zibi próbując uratować klejnoty
rodowe przyjaciela, bez namysłu chlusnął na nie wodą z lodem i
limonką, której szklanka akurat stała przed nim. Kostki lodu z
grzechotem potoczyły się po podłodze, a plasterek limonki osiadł
wdzięcznie w międzynożu Kubiaka.
W
stołówce zapadła cisza, tak głęboka, że można byłoby usłyszeć
muchę, przelatującą nad Bieszczadami.
Kubi
zacisnął wargi, ujął limonkę w dwa palce, wręczył osłupiałemu
Zbigniewowi i wstał z krzesła, prostując się na całą
niebagatelną wysokość przed Martyną.
-
Ty... Ty świrusko! - zaryczał. - Coś ty zrobiła?
-
To za kolczatkę! - odwrzeszczała Martyna. - I za heterę!
Dzik
fuknął przez nos niczym prawdziwy reprezentant leśnych
parzystokopytnych.
-
To była prywatna rozmowa! - wrzasnął. - Skąd miałem, kurwa,
wiedzieć, że będziesz podsłuchiwać?!
Dominika
szarpnęła ojca za rękaw.
-
Tata, a wujek się wyraża! - oznajmiła z zachwytem.
Tymczasem
Martyna podetknęła Michałowi pod nos palec wskazujący, co
wyglądało dość zabawnie, bo musiała w tym celu unieść rękę
dość wysoko.
-
Nigdy więcej nie nazywaj mnie w ten sposób, bałwanie! - wysyczała.
-
A ty nie podsłuchuj moich prywatnych rozmów! - odwarczał Kubiak. -
Wariatka!
Igłę
odblokowało.
-
Jak chcecie na gołe klaty, to może na dwór? - zaproponował,
podchodząc do pary awanturników.
Zębaty
typ prychnął rosołem, opluwając siedzących naprzeciwko Zibiego i
Marian.
-
Pawian, ty cymbale patagoński! - ryknęła Ruda głosem Gorgony.
-
A co to jest cymbał patagoński? Tata, powiedz mi! - domagała się
Manoline.
Stefan
Antiga westchnął głęboko.
-
To taki instrument z Ameryki Południowej - odparł, po czym zajął
się kryzysem na sali. - Kubi, miałeś ćwiczyć panowanie nad sobą,
pamiętasz?
-
Panuję nad sobą - odpowiedział Kubi, głosem duszonej Furii. -
Jeszcze jej nie powyrywałem nóg z tyłka.
Tego
było dla Martyny za wiele. Złapała stojącą na stole szklankę i
chlupnęła wodą z lodem w twarz Kubiaka. Plasterek limonki smętnie
zawisł na rudawej brodzie siatkarza, a Martyna, nie zjadłszy
rosołu, opuściła jadalnię.
-
No kurwa - rzekł Michał z rezygnacją, sięgając po serwetkę.
Szczęśliwie,
acz wbrew sztuce kulinarnej, rosół nie był zbyt gorący, dzięki
czemu wrażliwe fragmenty anatomii Kubiego nie poniosły żadnego
uszczerbku. Uszczerbek poniósł za to Fabian, który za plucie
rosołem oberwał od Marian torebką w łeb.
Do
bitwy na gołe klaty którą proponował Igła nie doszło, gdyż
Martyna zaraz po wyjściu z jadalni spakowała swoje manatki ruszając
w drogę do Krakowa.
Karol
poczuł się w obowiązku przeprosić Dzika za zachowanie dziewczyny,
gdyż Olka odmówiła jakichkolwiek rozmów na temat znienawidzonej
kuzynki. Tym bardziej nie zamierzała nikogo przepraszać za tę
„niezrównoważoną idiotkę” jak raczyła się wyrazić.
Michał
chcąc nie chcąc przeprosiny przyjął bo nie oczekiwał spotkania z
tą wariatką w najbliższej przyszłości, a nie chciał żeby afera
rosołowa odbiła się na atmosferze w kadrze. W końcu Karol miał
powody żeby być złym, gdyż Stefan zmienił decyzję co do
stanowiska kapitana kadry narodowej. Kłos jednak nie był Robertem
Lewandowskim i nie czuł ciśnienia na bycie kapitanem. O waśniach
na modłę piłkarską nie mogło być mowy, tym bardziej że Dzik
wywiązywał się ze swoich obowiązków wzorowo.
Półtora
tygodnia później wyznaczono termin corocznej sesji do kalendarza z
którego koszt miał zasilić fundację Herosi.
Tym
sposobem nasi siatkarscy gladiatorzy wypachnieni, ostrzyżeni i
odpowiednio przygotowani czekali w Spale na fotografkę, która co
roku pstrykała im urocze zdjęcia. Jakie było ich zdziwienie gdy z
studenckim spóźnieniem na sali pojawiła się Martyna Dudzicka
niosąc ze sobą sprzęt do sesji. Za nią truchtał pomocnik,
dygujący reflektory na ciężkim statywie i zwinięty w rulon ekran,
mający służyć jako tło.
-
Ty, co ona tu robi? - Dzik zaświszczał do ucha stojącemu najbliżej
Pitowi.
-
A skąd ja mam wiedzieć? - odświszczał Pit.
Martyna
przedstawiła się w krótkich, żołnierskich słowach i rozdała
panom wcześniej przygotowane kartki z grafikiem zdjęć, tak, żeby
każdy wiedział o której stanie przed obiektywem. Asystent
pracowicie rozstawiał ekran i podłączał oświetlenie, w kącie
sali zaś instalowały się panie z charakteryzacji, mające za
zadanie tuszować ewentualne defekty i pudrować nosy. Między tym
wszystkim zaś uganiały się dzieciaki, które miały pozować wraz
z siatkarzami.
Dzik
spojrzał mimochodem na swoje odbicie w charakteryzatorskim lustrze.
Zbójecka gęba z długą, zmierzwioną brodą, jakiej by się sułtan
Sulejman nie powstydził, jakoś mu się nie spodobała. A ponieważ
do jego sesji zostało jeszcze sporo czasu, chyłkiem wycofał się z
sali...
Nadmiar
roboty szczęśliwie nie pozostawił Martynie czasu na myślenie, co
zrobi, gdy stanie twarzą w twarz z Kubiakiem. Gdy tylko cały sprzęt
został zainstalowany, a światło z reflektorów padło na ekran.
panna Dudzicka zapadła w stan głębokiej koncentracji, graniczący
niemal z transem. Jak zawsze podczas fotografowania w jej głowie nie
było miejsca na nic innego, oprócz aktualnie wykonywanego zdjęcia.
Flesz
błyskał, Martyna cykała fotkę za fotką, siatkarze pozowali mniej
lub bardziej wdzięcznie, dzieci zaś na ogół świetnie się
bawiły. Włodi wprawdzie przyprawił jedną dziewczynkę o łzy,
próbując ją rozśmieszyć, sytuacja jednak została uratowana
przez Bieńka, który okazał się mistrzem w pocieszaniu dzieci.
Ciężkim
orzechem do zgryzienia okazał się Rafał Buszek, ponury niczym
kondukt w deszczu pod wiatr. Po pięciu minutach bezskutecznych prób
wpłynięcia na zmianę przez niego wyrazu twarzy, Martynie wyrwał
się z piersi jęk.
-
Chłopie, na litość boską! Nie pozujesz do reklamy trumien, tylko
do wesołego kalendarza! Uśmiech, kurna, uśmiech!
Rafał
prychnął śmiechem, przełamując tym chwilowo swój grobowy
nastrój.
-
Nnno... - Martyna otarła pot z czoła i chwyciła za aparat.
Busz
zszedł ze sceny, zastąpiony przez Igłę, który był w swoim
żywiole, wygłupiając się z dzieciakami za trzech.
-
No dobra - oznajmiła Martyna, gdy Krzysio i rozchichotane dzieci
opuścili już miejsce przed ekranem. - Następny! Kto teraz? A,
Kubiak!
-
Niech ktoś jej zabierze wszystkie płyny - mruknął Pit.
-
Ciężkie przedmioty też bym zabrał - odmruknął Mateusz Mika.
-
Ostre też - dodał Zati. - A w ogóle najlepiej wybić ściany
materacami.
-
Klamki też zdjąć? - prychnął ubawiony Konar.
Tymczasem
Kubi z godnością sułtana wstąpił w krąg światła, rzucanego
przez reflektory. Wszystkim siatkarzom rzuciła się od razu w oczy
zmiana w jego wyglądzie.