Droga
z Dżwinacza Dolnego do Arłamowa, jak wszystkie drogi w Bieszczadach
wiła się wręcz nieprzyzwoicie w tysięcznych zakrętach pośród
gór. Wicie to jednak było niezaprzeczalnie malownicze, a obficie
rosnące w okolicy lasy oprócz zwiększania owej malowniczości,
dostarczały także litościwie nieco cienia na szosę. Ponieważ zaś
upał panował niemiłosierny, każdy skrawek cienia był nad wyraz
pożądany.
Niewielki
samochodzik pokonywał wytrwale kolejne wzniesienia i doliny na
trasie. Gdyby był to przeciętny osobowy pojazd, jego kierowca
mógłby się niepokoić, że górska trasa źle wpłynie na jego
kondycję, wóz ten jednak był prawdziwą, terenową Vitarą. Jego
właścicielka i kierowczyni w jednej osobie mogła zatem mieć
wszelkie potencjalne problemy mechaniczne w swym wdzięcznie zadartym
nosku.
Martyna
Dudzicka, tak się bowiem zwała, westchnęła rozdzierająco.
Westchnęła na samą myśl o swej kuzynce Oli, z którą, co było
nieuniknione, miała się dzisiaj spotkać. Nie, żeby miała na to
ochotę, prawdę mówiąc wolałaby się raczej wytarzać nago w
mrowisku, ale nie chciała robić przykrości Karolowi, który, tak
się niefortunnie złożyło, miał dzisiaj urodziny i był
chłopakiem Oli.
Wyprawiał
je właśnie w Arłamowie, a Martyna była akurat w pobliżu, to jest
w odległym o 30 km Dźwinaczu, fotografując konie huculskie w
tamtejszej stadninie. Nie mogła się zatem wykręcić od
zaproszenia, złożonego przez Karola telefonicznie, poza tym jego
akurat lubiła. Cóż chłopak za to mógł, że zakochał się
akurat w Oli, tej Oli którą matka wytrwale stawiała jej za wzór
od dzieciństwa, patrz, Olunia taka grzeczna, tak ładnie wygląda,
ma takie dobre oceny, a ty? Patrz, jakiego Olunia ma chłopaka,
sławnego siatkarza, a ty co? Starą panną zostaniesz, ale nic
dziwnego, wyglądasz jak jakieś czupiradło, w ogóle nie umiesz się
ubrać, nie to, co Olunia!
Rodzicielka
Martyny wygłaszała córce takie perory za każdym razem, gdy jej
się akurat przypomniało, że jest matką i powinna jakoś
wychowywać własne dziecko. Nie były to częste chwile, niemniej
jednak wystarczająco częste, żeby Martyna dostawała drgawek na
dźwięk imienia kuzynki. Fakt, że uważała Olę za beznadziejny
pustostan intelektualny, bynajmniej nie pomagał.
Przekonała
się o tym przez kilkanaście lat wspólnego mieszkania, bowiem
ojciec o rok starszej Olki był jej wujem. Wujek Adam - człowiek
który wychował ją jak własne dziecko, bo biologiczny dawca spermy
raczył ulotnić się jeszcze wtedy gdy Edyta Dudzicka- jej mamunia
dowiedziała się że jest w błogosławionym stanie.
Adam
Dudzicki pomimo tego, że sam posiadał dwoje dzieci z chęcią
zaopiekował się również siostrzenicą? Jak do tego doszło?
Edyta
zaraz po studiach wyjechała na staż za granicę podrzucając bratu
i bratowej owoc swojego płomiennego romansu. Mała Martyna była jej
kulą u nogi i przeszkodą w zrobieniu kariery zagranicznej. Panna
Dudzicka była bowiem charakteryzatorką, która za wszelką cenę
chciała pracować ze znanymi nazwiskami. Udało jej się.
Po
latach spędzonych w Los Angeles, gdzie mieściło się jej stałe
lokum, niezliczonych wyjazdach po całym globie, mogła wpisać do
swojego CV pracę dla takich sław jak Polański, Spielberg czy
Jackson u którego charakteryzowała aktorów przy Władcy pierścieni
i Hobbicie.
Martyna wielokrotnie wyjeżdżała do Stanów by odwiedzić matkę, nierzadko podróżowała razem z ulubienicą rodzicielki- Olą, ale nigdy nie chciała zostać u niej na zawsze. Upiorna mamunia nawet nie zaproponowała jej przyjazdu na stałe a dumna córka nigdy by jej o to nie poprosiła. U wujostwa było jej dobrze a teraz mieszkała w Krakowie dokąd wyprowadziła się na studia. Matka raz w życiu tknięta matczyną troską, kupiła jej niewielkie, dwupokojowe mieszkanko na Kazimierzu. Jak mówiła było ją na to stać i nie chciała aby jej dziecko tułało się po akademikach albo stancjach lub co gorsza mieszkając z hołotą.
Martyna wielokrotnie wyjeżdżała do Stanów by odwiedzić matkę, nierzadko podróżowała razem z ulubienicą rodzicielki- Olą, ale nigdy nie chciała zostać u niej na zawsze. Upiorna mamunia nawet nie zaproponowała jej przyjazdu na stałe a dumna córka nigdy by jej o to nie poprosiła. U wujostwa było jej dobrze a teraz mieszkała w Krakowie dokąd wyprowadziła się na studia. Matka raz w życiu tknięta matczyną troską, kupiła jej niewielkie, dwupokojowe mieszkanko na Kazimierzu. Jak mówiła było ją na to stać i nie chciała aby jej dziecko tułało się po akademikach albo stancjach lub co gorsza mieszkając z hołotą.
Martyna
nie sprzeciwiła się temu pomysłowi, ostatecznie byłoby głupia
gdyby odmówiła matce, nawet jeśli wiedziała, że rodzicielka robi
to tylko po to, żeby do końca nie czuć się złą matką.
Jaka była wiedzieli wszyscy. Wszyscy oprócz jej ukochanej kuzynki, która ją wprost ubóstwiała.
Jaka była wiedzieli wszyscy. Wszyscy oprócz jej ukochanej kuzynki, która ją wprost ubóstwiała.
Wśród
takich rozmyślań Martyna dotarła do ośrodka. Zaparkowała
starannie swoją "Wiertarę", mając nadzieję, że nie
napatoczy się żaden cymbał i nie obetrze jej karoserii, samochód
bowiem traktowała niemal jak istotę żywą. Z przyzwyczajenia
zarzuciła na ramię jeden z aparatów fotograficznych.
W
hallu głównym owionął ją przyjemny chłód klimatyzowanego
pomieszczenia, ale to była jedyna korzyść, bowiem recepcjonista
nie miał zielonego pojęcia gdzie mianowicie podziewają się
siatkarze. Z westchnieniem Martyna wydobyła komórkę.
-
Karolciu, aaaaallo! - rzekła zdecydowanie do aparatu. - Przyjechałam
do ciebie, ale nie wiem gdzie jesteś!
- Na
boisku do siaty plażowej - odparł Karol.
-
Łomatko to też tu mają? - zdziwiła się Martyna.
-
Wszystko mają - w głosie Kłosa dźwięczała pewność. - Zaraz ci
powiem jak iść.
Wiedziona
wskazówkami Karola zabłądziła zaledwie raz. Skręciła w zupełnie
niewłaściwą stronę, wlazła potem w jakieś krzaki i trafiła na
boisko do siatki plażowej z jakiejś dziwnej strony. Nie alejką jak
normalny człowiek, tylko przez trawnik z ozdobnymi krzewami.
Perlisty
damski śmiech, bez wątpienia należący do Oli, zawiercił Martynie
w uszach. Tylko jej kuzynka mogła śmiać się tak sztucznie i
piskliwie, jakby styropianem po szybie ciągnął.
Z
niechęcią wyjrzała zza krzaków, jej oko padło na boisko i w tym
momencie jej wewnętrzny fotograf zapiał z zachwytu.
Czterech
opalonych facetów, odzianych tylko w krótkie gatki, demonstrowało
na tle złotego piasku swą muskulaturę, w akrobatycznych wyskokach
i innych wariacjach. Jak nie cierpiała siatki, tak to się domagało
uwiecznienia. Te ciała, te fontanny piasku, te pozycje...! Bez
namysłu wyjęła aparat z futerału, włączyła i stanąwszy na
granicy krzewów i piaszczystego obszaru jęła przymierzać się do
strzału, pomagając sobie przy tym językiem.
Migawka
cykała cicho, aparat trzaskał zdjęcie za zdjęciem. Oczywiście
trzeba je będzie potem poddać selekcji, ale Martyna była pewna, że
będzie warto. Na pewno znajdzie się tam kilka perełek.
Nagle,
po zagrywce, uderzona mocno piłka śmignęła nad głową Martyny w
krzaki. Dziewczyna odwróciła odruchowo głowę, śledząc jej lot,
Gdy spojrzała znowu w stronę boiska, jakiś ułamek sekundy
później, przed sobą miała rozpędzonego dwumetrowego brodacza, z
wściekłym błyskiem w oczach goniącego w ślad za piłką.
Nie
zdążyła się uchylić a brodaty osobnik wleciał w nią z impetem,
aparat który trzymała odskoczył w bok uderzając w sporej
wielkości kamień. Ona sama leżała rozpłaszczona na piasku jak
wyrzucona na brzeg śnięta ranna orka a brodacz częściowo na niej.
-
Kuuuuuuuuurrrwa!- wyrwało jej się soczyście i mało elegancko. –
Coś ty narobił kretynie skończony?
Siatkarze
przerwali grę a zgromadzeni gapiowie – w tym Oleńka, wpatrywali
się w rozpłaszczoną Martynę i jej oprawcę jak cielęta w złote
wrota.
Gdyby
Martyna nie była w tym momencie potwornie wkurwiona, śmiałaby się
z głupawej miny kuzynki, która zastygła z otwartymi ustami niczym
żona Lota przed walącą się Sodomą i Gomorą.
-
Kogo nazwałaś kretynem?- odezwał się brodacz, podnosząc się z
niewygodnej pozycji i otrzepując z piasku.
-
A kogo miałam nazwać? Ducha Świętego? Ciebie matole skończony!-
parsknęła jak rozzłoszczona kotka.
Wstała
z nie lada trudem, podnosząc również swoje cacko z roztrzaskanym
obiektywem.
-
Nie zrobiłem tego celowo!- mruknął dwumetrowiec. – Poza tym
tylko idiotki wyskakują z krzaków jak oślice.
-
Oślice?- darła się na cały Arłamów. – Ty…ty baranie! Ty
buraku pastewny…Ty…
-
Dziku. – zaśmiał się jeden z gapiów trzymający w rękach
kamerę. – To Dzik.
Cała grupka zarżała jak gimbazeria przy kawale jednego ze szkolnych gagatków.
Cała grupka zarżała jak gimbazeria przy kawale jednego ze szkolnych gagatków.
-
Martynka?- zza winkla wyszedł Karol trzymając w rękach smartfon. –
Jednak trafiłaś? Dlaczego kłócisz się z Michałem? – zapytał
zdziwiony.
-
Bo ten patafian zepsuł mi aparat!
-
To twoja kuzynka?!- wkurzony Kubiak zwrócił się do Kłosa. – Weź
jej coś powiedz bo nie ręczę za siebie!
-
To kuzynka Oli. – odpowiedział Kłos. – Właśnie, Olka co tu
się dzieje? – zwrócił się do blondwłosej piękności, która
pałała żądzą mordu na własnej kuzynce. Ta roztrzepana kretynka
musiała narobić jej wiochy przy wszystkich. Co za kuriozalna
sytuacja, czy ona się nigdy od niej nie uwolni? Dlaczego musiała
przyjechać tu właśnie dzisiaj?
-
A skąd ja mam wiedzieć dlaczego ta idiotka czai się po krzakach i
napastuje Kubiego? - odparła lodowato.
-
Ja napastuję...?! - Martyna zawrzała jak czajnik na gazie. - No
chyba ci słońce w czerep przygrzało! Takiego debila...?1 I to
jeszcze własnym aparatem?!
-
Ej, ej, ja sobie wypraszam! - Kubiak gniewnie nastroszył brodę. -
Przestań mnie, do cholery, wyzywać! Ja ci kazałem skradać się po
krzakach?
Karol
wzniósł oczy do nieba, po czym spojrzał błagalnie na typa z
kamerą.
-
Igła, może ty mi wyjaśnisz co tu się dzieje?
-
Dziku poszedł za piłką jak dzik w żołędzie - zachichotał Igła.
- I po drodze stratował to dziewczę.
-
A dlaczego dziewczę czaiło się po krzakach? - chciał wiedzieć
Kłos.
-
Robiłam zdjęcia - wyznała niechętnie Martyna. - Które szlag
trafił przez tego... - spojrzała na wkurzonego Michała i ugryzła
się w język. - Przez tę nierogaciznę parzystokopytną.
-
Myślałam, że nie lubisz siatki - rzekła Ola, pogardliwie
wydymając wargi.
-
Nienawidzę - warknęła Martyna. - Ale co kadr, to kadr.
-
I co ciała, to ciała - rzekł niewinnie drągal o urodzie Travolty
i imponującym zgryzie.
-
No kurwa, podglądaczki ze mnie nie róbcie! - Martynę znowu trafił
szlag.
-
A kto cię tam wie - Kubiak spojrzał na nia podejrzliwie.
Dziewczyna
wciągnęła powietrze z ostrym świstem i zabiła go wzrokiem.
-
Prędzej w piekle igloo zbudują, a Lucyfer będzie sprzedawał lody
- oznajmiła uroczyście. - Prędzej rybią łuską porosnę, prędzej
w tej twojej brodzie wróble gniazdo uwiją, niż się tobą
zainteresuję jako facetem!
To
rzekłszy, pchana ostateczną furią, wetknęła mu w ręce rozwalony
aparat, odwróciła się na pięcie i znikła w krzakach.
-
Kto się czubi, ten się lubi - rzekł sentencjonalnie Igła.
Kubi
spojrzał na niego niemal z obrzydzeniem.
-
Nie w tym życiu - oznajmił stanowczo.
____________________________________________________________________________
Ostatnio przez jeden z komentarzy, przypomniałyśmy sobie że Run to you i Jestem Julką łączą się luźno pewnymi bohaterami. Na razie dość nieśmiało, ale planujemy to jakoś mocniej zacieśnić. A skoro trylogie są popularne to my również popełnimy takową. Co za tym idzie wytężyłyśmy nasze umysły w poszukiwaniu bohatera, którego obie równie mocno lubimy i który różnił by się charakterem od Andrzeja i Rafała. Wybór padł na naszego nowego kapitana Michała Kubiaka. Dzik popularnym siatkarzem jest, ale nie to nami kierowało. Chcemy zetrzeć ze sobą dwie bardzo silne osobowości a Misiek ma idealne predyspozycje. Mamy nadzieję, że pomysł spodoba się i Wam. W końcu opowiadania są dla Was. :) Jeśli chcecie być informowane, prosimy o wpisywanie się do zakładki. Informujemy na asku, GG a także w zakładkach na blogach.Wiadomość o nowościach pojawia się także na asku Fiolki.
Pozdrawiamy mocno i życzymy udanej lektury
Fiolka & Martina
Dobra mieszanka wybuchowa nie jest zła
OdpowiedzUsuńCudo! Będzie się działo :D
OdpowiedzUsuńAwwwwwwww! <3 Jakie to było dobre <3
OdpowiedzUsuńCieszę się, że powstał trzeci blog - Waszych opowiadań nigdy dość :)
Kubiakiem kupiłyście mnie na amen w pacierzu, bo to mój ulubiony opowiadaniowy bohater :) A jak jeszcze czytam, że zamierzacie skrzyżować losy bohaterów tej historii z losami bohaterów poprzednich opowiadań, to już w ogóle cud, miód i orzeszki ;) Prawdopodobnie nie będzie to takie proste zadanie jak mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka, bo przecież wszystko musi być spójne i logiczne, ale komu miałoby się to udać jak nie Wam? :) Jednocześnie wyrażam jednak nadzieję, że nie zapomnicie zupełnie o Pełni grzechu, bo ten blog również zapowiadał się świetnie :)
OdpowiedzUsuńZarówno Michał jak i Martyna to twarde i nieustępliwe sztuki, więc tytułowego ognia z całą pewnością nie zabraknie!
Pozdrawiam :)
Świetnie się zaczyna. :D
OdpowiedzUsuńStarcie dwóch charakterków, będzie się działo. ;) Ja to bym się chyba bała nakrzyczeć na Dzika, zwłaszcza, jak on teraz z tą brodą lata, a ona bluzga na niego w najlepsze. Odważna dziewczyna.
No i ciekawi mnie wątek dwóch kuzynek, które, jak widać, zbytnio za sobą nie przepadają. Będą sobie robić na złość, sadzić sobie różne słowne pociski? A może dogadają się?
Pozdrawiam, dodaję bloga do obserwowanych. ;)
Uwielbiam wasze blogi.
OdpowiedzUsuńZapowiada się kolejna mieszanka wybuchowa ktora zapewne przyniesie wiele niespodzianek. Zapewne już wy oto się postaracie.
Czekam juz na kolejne rozdziały tutaj i na innych waszych blogach
świetne opowiadanie Czekam na kolejne rozdziały
OdpowiedzUsuńCudownie! Kubi w roli głównej. Jestem zachwycona! Jeszcze Stany Zjednoczone w tle to już w ogóle! :) Och i ach!
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na kolejną dawkę :)
Uwielbiam wasz styl pisania :D
OdpowiedzUsuńZapowiada się wojna stulecia. Czuje że będzie ciekawie.
Czekam na kolejne rozdziały :D
Cudnie! Bardzo lubię wasze opowiadania. Czekam na kolejne rozdziały ;)
OdpowiedzUsuń