środa, 12 sierpnia 2015

Rozdział II -Dzik prosi Dzicką...

Martyna zaszyła się w lobby hotelu, ziejąc niechęcią do Kubiaka niczym Smok Wawelski ogniem. Ten, brodaty neandertalczyk nie dość że rozwalił jej aparat to jeszcze upokorzył przy swoich kumplach, Karolu i co najgorsze Oluni.
Wcale Martyny nie zdziwiło, gdy wyżej wymieniona pojawiła się w lobby prując do przodu niczym okręt wojenny podczas manewrów wojskowych.
- Ty tępa idiotko!- zaczęła niezwykle uprzejmie, sycząc niczym rozzłoszczona kocica. Zielonkawe jak u węża oczy zwęziły się w szparki a gdyby wzrok mógł zabijać niczym u Bazyliszka, Martyna niechybnie leżałaby u stóp Oli.
Ciemnowłosa panna Dudzicka wcale nie zamierzała potulnie wysłuchiwać utyskiwań kuzynki. Nauczyła się już bronić przed tą jędzą o twarzy i włosach anielicy, zawsze nienagannie umalowanej i ufryzowanej.
- Tępa w tym towarzystwie jesteś tylko ty. – odpysknęła jej się.
- Doprawdy?- zaszydziła jasnowłosa panna Dudzicka. – To ja wyskakuję z krzaków z teleobiektywem i wpadam prosto pod nogi Michała Kubiaka a potem drę na niego niewyparzoną mordą?! – słowa Olki cięły powietrze jak brzytwa, ale mówiła na tyle cicho żeby nie wywołać skandalu.
Pewnie, bo gdyby wyładowała swoje emocje publiczne, to zniszczyłaby reputację grzecznej i kulturalnej Oleńki, wspaniałej córki i idealnej narzeczonej.
- Nie wyskakiwałam z krzaków. Wyszłam kulturalnie i robiłam zdjęcia, nie wiem czy wiesz ale to jest mój zawód. Nie moja wina, że ten brodacz wyskoczył za piłką i mnie potrąci. Nie będę ci przypominać jak rozdarłaś mordę na Karola, kiedy stłukł twoje ulubione perfumy. Był płacz, wyzwiska i zgrzytanie zębów aż biedak poszedł i kupił ci nowe.
- Nie porównuj perfum od Gucciego do zwykłego aparatu!- wypaliła dziewczyna Kłosa.
- Za sam obiektyw kupiłabym sobie dziesięć takich pachnideł. – Martyna czuła jak opadają jej ręce. Co za pustak z tej kuzynki. Jak Karol może chodzić z kimś tak próżnym i zwyczajnie głupim?
Nieświadomy rozkmin Martyny Karollo wparował do lobby i chwycił Oleńkę w objęcia. Natychmiast odpowiedziała wzmożonym łopotem rzęs. Martyna resztkami sił ducha powstrzymała się od wywrócenia oczyma.
Furia po utracie aparatu trzęsła ją jeszcze długo. Nawet nie chodziło o jego cenę, chociaż była niebagatelna, ale urządzenie owo leżało w dłoni Martyny jak ulał, co w wypadku wielkich i ciężkich lustrzanek cyfrowych nie zdarza się często. No i klops z kapustą i powidłami, już go nie potrzyma, bo ten brodaty baran ją rozbił. A ona, Martyna, nie wytrzepie przecież na poczekaniu takiej kasy, jaka jest potrzebna na nowy aparat, no bo skąd?
Wciąż była ponura, gdy szła do jednej z pomniejszych sal jadalnych, na urodzinową bibkę Karola. Pomniejszych, bo w największej sali bankietowej tego hotelu można by spokojnie wyprawić dworski bal na sto par i jeszcze zostałoby trochę przestrzeni.
Włodi i Pit opanowali sprzęt grający, zostając didżejami imprezy, tymczasem Karol pełnił honory gospodarza, odbierając życzenia, zapraszając do konsumpcji dań ze szwedzkiego stołu i napełniając kieliszki. Martyna wycałowała go z dubeltówki, nie bacząc na kwaśną minę Oli, po czym gorliwie podstawiła kieliszek, zaczynając od wytrawnego, czerwonego wina.
- Kalecik Karasi - pochwalił się Karol, podstawiając jej butelkę pod nos. - Tureckie, bardzo dobre!
- No, kolorek ma przepiękny - Martyna uniosła kieliszek pod światło, podziwiając głęboką, bardzo ciemną czerwień trunku.
- Wolę kalifornijskie wina - mruknęła Ola.
- Twoje zdrowie, Karolciu - Martyna wzniosła kieliszek i spełniła toast. - Mmmm, pycha!
Kłos poruszył zabawnie brwiami.
- A widzisz, mówiłem! - oznajmił z triumfem.
Kiedy Karola chwycił w niedźwiedzi uścisk któryś z kolegów, co dopiero przyszedł, Martyna pobrała talerzyk i widelec, po czym ruszyła na podbój szwedzkiego stołu. Bystrym okiem wypatrzyła stojące na przeciwległym jego krańcu sushi, które uwielbiała. Lawirując między wielkoludami z repry i ich normalnych rozmiarów partnerkami, dotarła do półmiska ze swoim przysmakiem. Już sięgała po tkwiący w nim widelec, gdy ponad nią wyciągnęło się wielkie łapsko i przejęło sztuciec.
Obejrzała się. Górując nad nią niczym wieża, za jej plecami znajdował się Kubiak, tym razem już ubrany i z okularami na nosie, które nadawały mu nieco pocieszny wygląd. W dłoni trzymał widelec z półmiska.
- O, przepraszam, też chciałaś sobie nałożyć? - rzekł elegancko. - Proszę bardzo.
Podał jej sztuciec dwornym gestem, który sprawił, że nagła chęć strzelenia go talerzykiem w czółko, gwałtownie sklęsła w jestestwie Martyny. Proszę, proszę, Dzik - neandertalczyk ma całkiem niezłe maniery!
- Dziękuję bardzo - odparła równie dwornie i z lekkim ukłonem odebrała mu narzędzie.
W głębi sali Igła oderwał na moment oko od kamery.
- Proszę, proszę, a myślałem, że zaczną się tym widelcem nawzajem dźgać - skomentował.
- Kto? - zdziwił się niezmiernie stojący obok niego Zati.
- No Dziku i ta laska, kuzynka Oli Kłosa - odparł Igła. - Nie widziałeś co się dzisiaj działo na boisku do plażówki? Massssakra i groza!
- Tam zaraz groza - mruknął Bienio. - Obyło się bez ofiar śmiertelnych.
- A coś było, fakt - przypomniał sobie Zator. - Kubi jej coś popsuł, nie?
- Cały Kubiak - podsumował Jarosz. - Człowiek demolka!
- Czy wspomniałem już, że z tej mieszanki coś może być?- zapytał filozoficznie Krzysiek.
- Niby co? – zapytał nadchodzący Wrona. Przód jego koszulki był cały w zielono-pomarańczowe cętki.
- Amooooore!- odpowiedział śpiewająco Igła. – A tak bajdełejem to jakiś nowy model koszulki
Wrona uśmiechnął się pod nosem.
- To robota mojego syna a twojego imiennika Krzysztofa, który opluł mnie swoją zupką z brokuła a potem Stefanek poprawił marchewkową.
- Zdolne chłopaki. – zaśmiał się Zbigniew, który pływał na falach szczęścia gdyż wielkimi krokami zbliżał się jego ślub z Marian.
- A co tu tak wesoło? – do towarzystwa postanowił włączyć się jubilat, który kończył dzisiaj okrągłe dwadzieścia sześć lat.
- Rozmawiamy o synach Wronki i rodzącej się miłości pomiędzy Kubim a kuzynką twojej Oli. – zrelacjonował zgodnie z prawda Zati.
- Mi…co?! – zdziwił się Karollo. – Martyna i Misiek? No chyba was drze. – zaśmiał się na całe gardło.
- A co nas ma niby drzeć?- zapytał Mateusz Bieniek. – Przecież kto się lubi…
- Przecież oni się nienawidzą. – wszedł mu w słowo Karol. – Poza tym jak znam Martynę to prędzej mu grzmotnie w potylicę niż da się wciągnąć w romans. To nie jest łatwa dziewczyna, między nią a moją Olą cały czas są jakieś spięcia a przecież wychowały się pod jednym dachem.
- Mówiłeś że to kuzynki? – zapytał zdziwiony Igła.
- Kuzynki, jej matka to siostra ojca Oli. To jakaś dziwna, rodzinna sytuacja ale Edyta, matka Martyny mieszka na stałe w LA. Byliśmy u niej kiedyś z Olką, dziwna babka ale ma wypasiony dom gdzieś w Calabasas. Jej sąsiadką jest matka Kardashianek.
- Kogo? – zapytał niedoinformowany Zati.
- Takie siostry z ustami jak pontony, cyckami jak boje i tyłkami jak szafa trzydrzwiowa. – podpowiedział mu Zbyszek.
Igła spojrzał na Bartmana ze zdziwieniem.
- A skąd ty znasz takie szczegóły?
- Jak nie ma nic w tiwi to oglądam ich reality show. – zaśmiał się Zbigniew.
- Zbychu, Marian pozwala ci oglądać takie rzeczy? - w głosie Wrony drgała lekka nutka złośliwości.
- Marian wie, że ja jestem normalny facet i na plastikowe kaszaloty nie lecę - odparł spokojnie Zibi.
Tymczasem Martyna, nałożywszy sobie sushi na talerz, minęła Kubiaka łukiem, na tyle szerokim, na ile pozwalało na to zagęszczenie na sali, spenetrowała jeszcze parę półmisków, dołożyła tego i owego, uzupełniła poziom wina w kieliszku i zadokowała koło jubilata.
Impreza toczyła się w najlepsze. Co chwila wznoszono toasty za zdrowie jubilata, przy czym najoryginalniejsze wymyślali Igła, Wrona i Włodi, kiedy tylko oderwał się od odtwarzacza CD. Wino krążyło w żyłach, atmosfera stawała się coraz bardziej wyluzowana, a nawet doszło do pokazu tanecznego, do wtóru ogłuszającej techniawki, zapodawanej przez Włodeczka. Tańczącymi byli Konar, Gacek, Łomacz i Olek Śliwka.
- Co to jest za taniec? - zapytała Marian, nieufnie mrużąc kocie oczy.
- Świętego Wita - mruknęła stojąca obok Martyna, zanim Zibi zdążył otworzyć usta.
Rudowłosa piękność spojrzała na nią z aprobatą.
- No, to by się zgadzało - roześmiała się.
W tym momencie Pit zdecydowanym gestem odsunął Włodiego od "konsolety". Techniawka urwała się jak nożem uciął.
- Dosyć tego łubu-dubu - oznajmił zdecydowanie do mikrofonu. - Czas na uczciwe tańce męsko-damskie! Panowie proszą panie!
Z głośnika popłynęły pierwsze takty "Walca Embarras" Przybory i Wasowskiego. Panie kwiknęły z uciechy i rzuciły się wlec swych samców do tańca. Nawet Możdżon, dostojny niczym Wieża Eiffela, wypłynął na parkiet ze swą wybranką.
- Mogę prosić? - Damian Wojtaszek szurnął przed Martyną stopami.
Zgodziła się, chociaż wolałaby uciec, bo nigdy nie umiała ogarnąć w tańcu wszystkich swoich kończyn i innych fragmentów. Damian jednak prowadził bardzo dobrze, dzięki czemu Martynie udało się nie skompromitować tak zupełnie.
Przynajmniej do momentu, gdy wlazła na czyjąś stopę niebagatelnego rozmiaru.
- Au! - zahuczało na wysokościach.
Martyna spojrzała w górę i ujrzała nastroszoną brodę Kubiaka, tańczącego z tą rudą, Marian.
- Przepraszam! - też się odruchowo nastroszyła.
- Nie umiesz tańczyć? - zripostował.
- Nie, bo co? - Martyna pożałowała, że go jednak nie trzasnęła tym talerzem.
- Kubi, jeśli..., przepraszam, jak masz na imię? - wtrąciła się Marian.
-Martyna.
- Jeśli Martyna nie umie tańczyć, to bądź dżentelmenem i ją naucz - kontynuowała Ruda.
- Ja mam ją uczyć?! - Dzik zbaraniał ze szczętem.
- A co, nie potrafisz, czy pękasz? - Marian bezlitośnie przydepnęła mu ambicję. - Na razie bądź łaskaw dokończyć taniec ze mną!
Michał, o dziwo posłuszny, jął się dalej kręcić w walcu, to samo uczynił Damian, porywając w obroty Martynę. Kiedy utwór dobiegł końca, panna Dudzicka przepłukała gardło kolejnym kieliszkiem wina, po drodze mijając Karola, ze zwieszającą się z niego niczym pnącze Olą.
Tymczasem Dzik podążył wielkimi krokami do stanowiska didżejów.
- Macie tam jeszcze jakiegoś walca? - zapytał bez wstępów.
Pit i Włodi spojrzeli na niego zgodnie takim wzrokiem jakby właśnie wyrosła mu druga głowa.
- Misiu, ile wypiłeś? - sondował Włodeczek.
- Nie twoja sprawa. Pytam, czy macie jakiegoś walca - cisnął Kubiak.
Pit rzucił się przeglądać płyty.
- "Nad pięknym modrym Dunajem" - zaraportował. - Może być.
- Dawaj ten Dunaj! - Dzik nie był wybredny. - I rób zapowiedź.
Zabrzęczało, zachrzęściło i po całej sali rozległ się głos Włodiego, z trudem powstrzymujacego chichot.
- Dzik prosi Dzicką, powtarzam, Dzik prosi... aua, no Kubi, ty brutalu! No dobra, pani Martyna Dudzicka proszona na parkiet, celem nauki walca! Pani Martyna Dudzicka!
Martyna słysząc swoje nazwisko prawie zakrztusiła się przełykaną właśnie tartinką, z pomocą przyszła Jagna Ignaczak, waląc ją w plecy z potężnym dudnięciem. Panna Dudzicka czym prędzej pochłonęła resztkę wina, modląc się w duchu o siłę która powstrzyma ją przed zamordowaniem tego brodatego pacana.
- Nie wyjdziesz? – Jagna spojrzała na nią pytająco. Znała Martynę i bardzo ją lubiła, czego nie mogła powiedzieć o jej kuzynce Aleksandrze.
- Wyjdę. – Martyna z hukiem odstawiła pusty kieliszek na stół. Idąc ku środkowi parkietu czuła na sobie wzrok kilkudziesięciu par oczu. Wreszcie gdy stanęła przed Michałem, który podał jej rękę mówiąc:
- Zatańczymy?
- A mam inne wyjście? – odpowiedziała lekko stremowana.
DJ Cichy Pit podkreślił głośniki, pozwalając utworowi Straussa powoli napływać. Kubiak porwał Martynę w objęcia kręcąc zaczynając powoli, aż muzyka dojdzie do momentu w którym wymagane jest kręcenie kółek wokół sali. Panna Dudzicka czuła jakby unosiła się kilka centymetrów nad parkietem. Jej zazwyczaj nieskoordynowane ciało poddało się rytmowi i stanowczemu prowadzeniu Michała.
Trzeba mu było przyznać, tańczył znakomicie, dawno się tak nie bawiła. Momentalnie przypomniała jej się początkowa scena z Roztańczonego buntownika, filmu jej dzieciństwa. Była niezależna, zbuntowana i silna zupełnie jak tytułowy bohater Scott Hastings. Nawet nie zauważyła jak dziesięciominutowy utwór skończył się a ona dalej znajdowała się w objęciach siatkarza. Już nie miała ochoty rąbnąć mu ani powiedzieć czegoś wrednego. Zupełnie nie kontaktowała gdzie się znajduje. Bujała gdzieś w obłokach, przypominając sobie lata dziecięce gdy na weselach w rodzinie tańczyła z wujkiem Adamem. Jedynym mężczyzną, który był dla niej kimś ważnym. Adam Dudzicki był nie tylko wujem był dla niej ojcem, którego nigdy nie miała. Człowiekiem, który ukształtował ją i stworzył piękne dzieciństwo. Niestety był także rodzonym ojcem Olki o czym nielubiana kuzynka dość często jej przypominała.
- Dziękuję - Michał niechętnie wypuścił ją z objęć.
- Co? - Martyna drgnęła, jak obudzona ze snu.
- Dziękuję ci bardzo za taniec - Kubiak zgiął się w wytwornym ukłonie, po czym złożył na jej dłoni elegancki pocałunek.
Martynę zamurowało radykalnie i na amen. Kto zamienił tego nieokrzesanego Dzika z krzaków, na stojącego przed nią człowieka, o manierach angielskiego lorda?













________________________________________________________

Witajcie! 
Dziękujemy Wam za tak liczny odzew pod pierwszym postem. Liczymy na to, że razem z kolejnymi rozdziałami polubicie Miśka i Martynę równie mocno jak Jagnę i Andrzeja oraz Rafała i Julkę. 
Niezmiennie życzymy Wam miłego czytania! 
                                                                         Fiolka&Martina

9 komentarzy:

  1. Spodziewałam się prędzej że się pozabijają niż zatańczą... ale czy czytając wasze historie można być niezaskoczoną? Raczej nie :P
    Tekst Zibiego mnie powalił :)
    Czekam na następny :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie sądziłam, że Misiek tak zrobi. Ktoś musiał wjechać mu na ambicję widać, że poskutkowało. Myślałam, że oni prędzej się zabiją niż zatańczą, ale widać, że podobało im się.

    OdpowiedzUsuń
  3. Kubiaczek taki szarmancki! Jagna ma kolejnego plusa- nie lubi Oli.
    Ta dziewczyna działa mi na nerwy. Typowa Mahidevran xd
    Mógłby ktoś coś jej zrobić xd Zafarbować włosy, albo wrzucić do wody ;p
    Bardzo mi się podoba. Będę czytać :)
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Zakochałam się w Martynie od pierwszego wejrzenia, serio :D Dziewczyna na moje cechy charakteru i jest piekielnie inteligentna. Jagnę oczywiście też bardzo lubię, a Olę Karola tak średnio :P

    OdpowiedzUsuń
  5. Karolowa Ola to taka typowa lalunia, zupełne przeciwieństwo Martyny w tej historii. Zgadzam się z przedmówczynią, niechże ktoś jej utrze nosa i wywinie jakiś numer! :)
    "Dzik z krzaków" stał się dżentelmenem w każdym calu, ale któż spodziewałby się, że tak szybko? Sądziłam, że minie trochę czasu zanim zaczną z Martyną normalnie rozmawiać, ale znając życie pewnie jeszcze nie raz dojdzie między nimi do jakiejś scysji. Tak silne charaktery po prostu muszą się ze sobą nieustannie ścierać.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Myślałam że szybciej się pozabijają niż razem zatańczą, a tu proszę.. Rozdział genialny.. Czekam na dalsze losy tego opowiadania..
    Pozdrawiam :))

    OdpowiedzUsuń
  7. Ojej, jak to pięknie się skończyło. Ja również myślałam, że prędzej tutaj będziemy mieli jakiegoś trupa, a tu, proszę, piękny, spokojny taniec.
    I widzę, że skład kadry mocno aktualny. Fajnie poczytać o Śliwce, Bieniu czy Małym, nawet, jeśli są to role epizodyczne. :)

    Włodi i Piter w roli DJ'ów? Tańczyłabym nawet, gdyby mi techno puścili. :D

    Nie lubię Karolowej Oli, wredna pindzia, która tylko wisi na swoim facecie.
    Za to Karol wydaje się być całkiem sympatyczny.
    Czekam na jakieś bezpośrednie starcie między kuzynkami. :P

    Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ochhh Kubi ze zgrabnością walca drogowego tańczy walca, coś niesamowitego! Jak widać nie da się Kubiego omijać szerokim łukiem. Zawsze znajdzie sposób na dojście do celu.
    Rozdział genialny, czekam na trzeci :)

    Pzdr.!

    OdpowiedzUsuń
  9. napisz błagam szypko kolejny rozdział

    OdpowiedzUsuń