Martyna
zaszyła się w lobby hotelu, ziejąc niechęcią do Kubiaka niczym
Smok Wawelski ogniem. Ten, brodaty neandertalczyk nie dość że
rozwalił jej aparat to jeszcze upokorzył przy swoich kumplach,
Karolu i co najgorsze Oluni.
Wcale
Martyny nie zdziwiło, gdy wyżej wymieniona pojawiła się w lobby
prując do przodu niczym okręt wojenny podczas manewrów wojskowych.
-
Ty tępa idiotko!- zaczęła niezwykle uprzejmie, sycząc niczym
rozzłoszczona kocica. Zielonkawe jak u węża oczy zwęziły się w
szparki a gdyby wzrok mógł zabijać niczym u Bazyliszka, Martyna
niechybnie leżałaby u stóp Oli.
Ciemnowłosa
panna Dudzicka wcale nie zamierzała potulnie wysłuchiwać utyskiwań
kuzynki. Nauczyła się już bronić przed tą jędzą o twarzy i
włosach anielicy, zawsze nienagannie umalowanej i ufryzowanej.
-
Tępa w tym towarzystwie jesteś tylko ty. – odpysknęła jej się.
-
Doprawdy?- zaszydziła jasnowłosa panna Dudzicka. – To ja
wyskakuję z krzaków z teleobiektywem i wpadam prosto pod nogi
Michała Kubiaka a potem drę na niego niewyparzoną mordą?! –
słowa Olki cięły powietrze jak brzytwa, ale mówiła na tyle cicho
żeby nie wywołać skandalu.
Pewnie,
bo gdyby wyładowała swoje emocje publiczne, to zniszczyłaby
reputację grzecznej i kulturalnej Oleńki, wspaniałej córki i
idealnej narzeczonej.
-
Nie wyskakiwałam z krzaków. Wyszłam kulturalnie i robiłam
zdjęcia, nie wiem czy wiesz ale to jest mój zawód. Nie moja wina,
że ten brodacz wyskoczył za piłką i mnie potrąci. Nie będę ci
przypominać jak rozdarłaś mordę na Karola, kiedy stłukł twoje
ulubione perfumy. Był płacz, wyzwiska i zgrzytanie zębów aż
biedak poszedł i kupił ci nowe.
-
Nie porównuj perfum od Gucciego do zwykłego aparatu!- wypaliła
dziewczyna Kłosa.
-
Za sam obiektyw kupiłabym sobie dziesięć takich pachnideł. –
Martyna czuła jak opadają jej ręce. Co za pustak z tej kuzynki.
Jak Karol może chodzić z kimś tak próżnym i zwyczajnie głupim?
Nieświadomy
rozkmin Martyny Karollo wparował do lobby i chwycił Oleńkę
w objęcia. Natychmiast odpowiedziała wzmożonym łopotem rzęs.
Martyna resztkami sił ducha powstrzymała się od wywrócenia
oczyma.
Furia
po utracie aparatu trzęsła ją jeszcze długo. Nawet nie chodziło
o jego cenę, chociaż była niebagatelna, ale urządzenie owo leżało
w dłoni Martyny jak ulał, co w wypadku wielkich i ciężkich
lustrzanek cyfrowych nie zdarza się często. No i klops z kapustą i
powidłami, już go nie potrzyma, bo ten brodaty baran ją rozbił. A
ona, Martyna, nie wytrzepie przecież na poczekaniu takiej kasy, jaka
jest potrzebna na nowy aparat, no bo skąd?
Wciąż
była ponura, gdy szła do jednej z pomniejszych sal jadalnych, na
urodzinową bibkę Karola. Pomniejszych, bo w największej sali
bankietowej tego hotelu można by spokojnie wyprawić dworski bal na
sto par i jeszcze zostałoby trochę przestrzeni.
Włodi
i Pit opanowali sprzęt grający, zostając didżejami imprezy,
tymczasem Karol pełnił honory gospodarza, odbierając życzenia,
zapraszając do konsumpcji dań ze szwedzkiego stołu i napełniając
kieliszki. Martyna wycałowała go z dubeltówki, nie bacząc na
kwaśną minę Oli, po czym gorliwie podstawiła kieliszek,
zaczynając od wytrawnego, czerwonego wina.
-
Kalecik Karasi - pochwalił się Karol, podstawiając jej butelkę
pod nos. - Tureckie, bardzo dobre!
-
No, kolorek ma przepiękny - Martyna uniosła kieliszek pod światło,
podziwiając głęboką, bardzo ciemną czerwień trunku.
-
Wolę kalifornijskie wina - mruknęła Ola.
-
Twoje zdrowie, Karolciu - Martyna wzniosła kieliszek i spełniła
toast. - Mmmm, pycha!
Kłos
poruszył zabawnie brwiami.
-
A widzisz, mówiłem! - oznajmił z triumfem.
Kiedy
Karola chwycił w niedźwiedzi uścisk któryś z kolegów, co
dopiero przyszedł, Martyna pobrała talerzyk i widelec, po czym
ruszyła na podbój szwedzkiego stołu. Bystrym okiem wypatrzyła
stojące na przeciwległym jego krańcu sushi, które uwielbiała.
Lawirując między wielkoludami z repry i ich normalnych rozmiarów
partnerkami, dotarła do półmiska ze swoim przysmakiem. Już
sięgała po tkwiący w nim widelec, gdy ponad nią wyciągnęło się
wielkie łapsko i przejęło sztuciec.
Obejrzała
się. Górując nad nią niczym wieża, za jej plecami znajdował się
Kubiak, tym razem już ubrany i z okularami na nosie, które nadawały
mu nieco pocieszny wygląd. W dłoni trzymał widelec z półmiska.
-
O, przepraszam, też chciałaś sobie nałożyć? - rzekł elegancko.
- Proszę bardzo.
Podał
jej sztuciec dwornym gestem, który sprawił, że nagła chęć
strzelenia go talerzykiem w czółko, gwałtownie sklęsła w
jestestwie Martyny. Proszę, proszę, Dzik - neandertalczyk ma
całkiem niezłe maniery!
-
Dziękuję bardzo - odparła równie dwornie i z lekkim ukłonem
odebrała mu narzędzie.
W
głębi sali Igła oderwał na moment oko od kamery.
-
Proszę, proszę, a myślałem, że zaczną się tym widelcem
nawzajem dźgać - skomentował.
-
Kto? - zdziwił się niezmiernie stojący obok niego Zati.
-
No Dziku i ta laska, kuzynka Oli Kłosa - odparł Igła. - Nie
widziałeś co się dzisiaj działo na boisku do plażówki?
Massssakra i groza!
-
Tam zaraz groza - mruknął Bienio. - Obyło się bez ofiar
śmiertelnych.
-
A coś było, fakt - przypomniał sobie Zator. - Kubi jej coś
popsuł, nie?
-
Cały Kubiak - podsumował Jarosz. - Człowiek demolka!
-
Czy wspomniałem już, że z tej mieszanki coś może być?- zapytał
filozoficznie Krzysiek.
-
Niby co? – zapytał nadchodzący Wrona. Przód jego koszulki był
cały w zielono-pomarańczowe cętki.
-
Amooooore!- odpowiedział śpiewająco Igła. – A tak bajdełejem
to jakiś nowy model koszulki
Wrona
uśmiechnął się pod nosem.
-
To robota mojego syna a twojego imiennika Krzysztofa, który opluł
mnie swoją zupką z brokuła a potem Stefanek poprawił marchewkową.
-
Zdolne chłopaki. – zaśmiał się Zbigniew, który pływał na
falach szczęścia gdyż wielkimi krokami zbliżał się jego ślub z
Marian.
-
A co tu tak wesoło? – do towarzystwa postanowił włączyć się
jubilat, który kończył dzisiaj okrągłe dwadzieścia sześć lat.
-
Rozmawiamy o synach Wronki i rodzącej się miłości pomiędzy Kubim
a kuzynką twojej Oli. – zrelacjonował zgodnie z prawda Zati.
-
Mi…co?! – zdziwił się Karollo. – Martyna i Misiek? No chyba
was drze. – zaśmiał się na całe gardło.
-
A co nas ma niby drzeć?- zapytał Mateusz Bieniek. – Przecież kto
się lubi…
-
Przecież oni się nienawidzą. – wszedł mu w słowo Karol. –
Poza tym jak znam Martynę to prędzej mu grzmotnie w potylicę niż
da się wciągnąć w romans. To nie jest łatwa dziewczyna, między
nią a moją Olą cały czas są jakieś spięcia a przecież
wychowały się pod jednym dachem.
-
Mówiłeś że to kuzynki? – zapytał zdziwiony Igła.
-
Kuzynki, jej matka to siostra ojca Oli. To jakaś dziwna, rodzinna
sytuacja ale Edyta, matka Martyny mieszka na stałe w LA. Byliśmy u
niej kiedyś z Olką, dziwna babka ale ma wypasiony dom gdzieś w
Calabasas. Jej sąsiadką jest matka Kardashianek.
-
Kogo? – zapytał niedoinformowany Zati.
-
Takie siostry z ustami jak pontony, cyckami jak boje i tyłkami jak
szafa trzydrzwiowa. – podpowiedział mu Zbyszek.
Igła
spojrzał na Bartmana ze zdziwieniem.
-
A skąd ty znasz takie szczegóły?
-
Jak nie ma nic w tiwi to oglądam ich reality show. – zaśmiał się
Zbigniew.
-
Zbychu, Marian pozwala ci oglądać takie rzeczy? - w głosie Wrony
drgała lekka nutka złośliwości.
-
Marian wie, że ja jestem normalny facet i na plastikowe kaszaloty
nie lecę - odparł spokojnie Zibi.
Tymczasem
Martyna, nałożywszy sobie sushi na talerz, minęła Kubiaka łukiem,
na tyle szerokim, na ile pozwalało na to zagęszczenie na sali,
spenetrowała jeszcze parę półmisków, dołożyła tego i owego,
uzupełniła poziom wina w kieliszku i zadokowała koło jubilata.
Impreza
toczyła się w najlepsze. Co chwila wznoszono toasty za zdrowie
jubilata, przy czym najoryginalniejsze wymyślali Igła, Wrona i
Włodi, kiedy tylko oderwał się od odtwarzacza CD. Wino krążyło
w żyłach, atmosfera stawała się coraz bardziej wyluzowana, a
nawet doszło do pokazu tanecznego, do wtóru ogłuszającej
techniawki, zapodawanej przez Włodeczka. Tańczącymi byli Konar,
Gacek, Łomacz i Olek Śliwka.
-
Co to jest za taniec? - zapytała Marian, nieufnie mrużąc kocie
oczy.
-
Świętego Wita - mruknęła stojąca obok Martyna, zanim Zibi zdążył
otworzyć usta.
Rudowłosa
piękność spojrzała na nią z aprobatą.
-
No, to by się zgadzało - roześmiała się.
W
tym momencie Pit zdecydowanym gestem odsunął Włodiego od
"konsolety". Techniawka urwała się jak nożem uciął.
-
Dosyć tego łubu-dubu - oznajmił zdecydowanie do mikrofonu. - Czas
na uczciwe tańce męsko-damskie! Panowie proszą panie!
Z
głośnika popłynęły pierwsze takty "Walca Embarras"
Przybory i Wasowskiego. Panie kwiknęły z uciechy i rzuciły się
wlec swych samców do tańca. Nawet Możdżon, dostojny niczym Wieża
Eiffela, wypłynął na parkiet ze swą wybranką.
-
Mogę prosić? - Damian Wojtaszek szurnął przed Martyną stopami.
Zgodziła
się, chociaż wolałaby uciec, bo nigdy nie umiała ogarnąć w
tańcu wszystkich swoich kończyn i innych fragmentów. Damian jednak
prowadził bardzo dobrze, dzięki czemu Martynie udało się nie
skompromitować tak zupełnie.
Przynajmniej
do momentu, gdy wlazła na czyjąś stopę niebagatelnego rozmiaru.
-
Au! - zahuczało na wysokościach.
Martyna
spojrzała w górę i ujrzała nastroszoną brodę Kubiaka,
tańczącego z tą rudą, Marian.
-
Przepraszam! - też się odruchowo nastroszyła.
-
Nie umiesz tańczyć? - zripostował.
-
Nie, bo co? - Martyna pożałowała, że go jednak nie trzasnęła
tym talerzem.
-
Kubi, jeśli..., przepraszam, jak masz na imię? - wtrąciła się
Marian.
-Martyna.
-
Jeśli Martyna nie umie tańczyć, to bądź dżentelmenem i ją
naucz - kontynuowała Ruda.
-
Ja mam ją uczyć?! - Dzik zbaraniał ze szczętem.
-
A co, nie potrafisz, czy pękasz? - Marian bezlitośnie przydepnęła
mu ambicję. - Na razie bądź łaskaw dokończyć taniec ze mną!
Michał,
o dziwo posłuszny, jął się dalej kręcić w walcu, to samo
uczynił Damian, porywając w obroty Martynę. Kiedy utwór dobiegł
końca, panna Dudzicka przepłukała gardło kolejnym kieliszkiem
wina, po drodze mijając Karola, ze zwieszającą się z niego niczym
pnącze Olą.
Tymczasem
Dzik podążył wielkimi krokami do stanowiska didżejów.
-
Macie tam jeszcze jakiegoś walca? - zapytał bez wstępów.
Pit
i Włodi spojrzeli na niego zgodnie takim wzrokiem jakby właśnie
wyrosła mu druga głowa.
-
Misiu, ile wypiłeś? - sondował Włodeczek.
-
Nie twoja sprawa. Pytam, czy macie jakiegoś walca - cisnął Kubiak.
Pit
rzucił się przeglądać płyty.
-
"Nad pięknym modrym Dunajem" - zaraportował. - Może być.
-
Dawaj ten Dunaj! - Dzik nie był wybredny. - I rób zapowiedź.
Zabrzęczało,
zachrzęściło i po całej sali rozległ się głos Włodiego, z
trudem powstrzymujacego chichot.
-
Dzik prosi Dzicką, powtarzam, Dzik prosi... aua, no Kubi, ty
brutalu! No dobra, pani Martyna Dudzicka proszona na parkiet, celem
nauki walca! Pani Martyna Dudzicka!
Martyna
słysząc swoje nazwisko prawie zakrztusiła się przełykaną
właśnie tartinką, z pomocą przyszła Jagna Ignaczak, waląc ją w
plecy z potężnym dudnięciem. Panna Dudzicka czym prędzej
pochłonęła resztkę wina, modląc się w duchu o siłę która
powstrzyma ją przed zamordowaniem tego brodatego pacana.
-
Nie wyjdziesz? – Jagna spojrzała na nią pytająco. Znała Martynę
i bardzo ją lubiła, czego nie mogła powiedzieć o jej kuzynce
Aleksandrze.
-
Wyjdę. – Martyna z hukiem odstawiła pusty kieliszek na stół.
Idąc ku środkowi parkietu czuła na sobie wzrok kilkudziesięciu
par oczu. Wreszcie gdy stanęła przed Michałem, który podał jej
rękę mówiąc:
-
Zatańczymy?
-
A mam inne wyjście? – odpowiedziała lekko stremowana.
DJ
Cichy Pit podkreślił głośniki, pozwalając utworowi Straussa
powoli napływać. Kubiak porwał Martynę w objęcia kręcąc
zaczynając powoli, aż muzyka dojdzie do momentu w którym wymagane
jest kręcenie kółek wokół sali. Panna Dudzicka czuła jakby
unosiła się kilka centymetrów nad parkietem. Jej zazwyczaj
nieskoordynowane ciało poddało się rytmowi i stanowczemu
prowadzeniu Michała.
Trzeba
mu było przyznać, tańczył znakomicie, dawno się tak nie bawiła.
Momentalnie przypomniała jej się początkowa scena z Roztańczonego
buntownika, filmu jej dzieciństwa. Była niezależna, zbuntowana i
silna zupełnie jak tytułowy bohater Scott Hastings. Nawet nie
zauważyła jak dziesięciominutowy utwór skończył się a ona
dalej znajdowała się w objęciach siatkarza. Już nie miała ochoty
rąbnąć mu ani powiedzieć czegoś wrednego. Zupełnie nie
kontaktowała gdzie się znajduje. Bujała gdzieś w obłokach,
przypominając sobie lata dziecięce gdy na weselach w rodzinie
tańczyła z wujkiem Adamem. Jedynym mężczyzną, który był dla
niej kimś ważnym. Adam Dudzicki był nie tylko wujem był dla niej
ojcem, którego nigdy nie miała. Człowiekiem, który ukształtował
ją i stworzył piękne dzieciństwo. Niestety był także rodzonym
ojcem Olki o czym nielubiana kuzynka dość często jej przypominała.
-
Dziękuję - Michał niechętnie wypuścił ją z objęć.
-
Co? - Martyna drgnęła, jak obudzona ze snu.
-
Dziękuję ci bardzo za taniec - Kubiak zgiął się w wytwornym
ukłonie, po czym złożył na jej dłoni elegancki pocałunek.
Martynę
zamurowało radykalnie i na amen. Kto zamienił tego nieokrzesanego
Dzika z krzaków, na stojącego przed nią człowieka, o manierach
angielskiego lorda?
________________________________________________________
Witajcie!
Dziękujemy Wam za tak liczny odzew pod pierwszym postem. Liczymy na to, że razem z kolejnymi rozdziałami polubicie Miśka i Martynę równie mocno jak Jagnę i Andrzeja oraz Rafała i Julkę.
Niezmiennie życzymy Wam miłego czytania!
Fiolka&Martina
Spodziewałam się prędzej że się pozabijają niż zatańczą... ale czy czytając wasze historie można być niezaskoczoną? Raczej nie :P
OdpowiedzUsuńTekst Zibiego mnie powalił :)
Czekam na następny :D
Nie sądziłam, że Misiek tak zrobi. Ktoś musiał wjechać mu na ambicję widać, że poskutkowało. Myślałam, że oni prędzej się zabiją niż zatańczą, ale widać, że podobało im się.
OdpowiedzUsuńKubiaczek taki szarmancki! Jagna ma kolejnego plusa- nie lubi Oli.
OdpowiedzUsuńTa dziewczyna działa mi na nerwy. Typowa Mahidevran xd
Mógłby ktoś coś jej zrobić xd Zafarbować włosy, albo wrzucić do wody ;p
Bardzo mi się podoba. Będę czytać :)
Pozdrawiam :*
Zakochałam się w Martynie od pierwszego wejrzenia, serio :D Dziewczyna na moje cechy charakteru i jest piekielnie inteligentna. Jagnę oczywiście też bardzo lubię, a Olę Karola tak średnio :P
OdpowiedzUsuńKarolowa Ola to taka typowa lalunia, zupełne przeciwieństwo Martyny w tej historii. Zgadzam się z przedmówczynią, niechże ktoś jej utrze nosa i wywinie jakiś numer! :)
OdpowiedzUsuń"Dzik z krzaków" stał się dżentelmenem w każdym calu, ale któż spodziewałby się, że tak szybko? Sądziłam, że minie trochę czasu zanim zaczną z Martyną normalnie rozmawiać, ale znając życie pewnie jeszcze nie raz dojdzie między nimi do jakiejś scysji. Tak silne charaktery po prostu muszą się ze sobą nieustannie ścierać.
Pozdrawiam :)
Myślałam że szybciej się pozabijają niż razem zatańczą, a tu proszę.. Rozdział genialny.. Czekam na dalsze losy tego opowiadania..
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :))
Ojej, jak to pięknie się skończyło. Ja również myślałam, że prędzej tutaj będziemy mieli jakiegoś trupa, a tu, proszę, piękny, spokojny taniec.
OdpowiedzUsuńI widzę, że skład kadry mocno aktualny. Fajnie poczytać o Śliwce, Bieniu czy Małym, nawet, jeśli są to role epizodyczne. :)
Włodi i Piter w roli DJ'ów? Tańczyłabym nawet, gdyby mi techno puścili. :D
Nie lubię Karolowej Oli, wredna pindzia, która tylko wisi na swoim facecie.
Za to Karol wydaje się być całkiem sympatyczny.
Czekam na jakieś bezpośrednie starcie między kuzynkami. :P
Pozdrawiam. :)
Ochhh Kubi ze zgrabnością walca drogowego tańczy walca, coś niesamowitego! Jak widać nie da się Kubiego omijać szerokim łukiem. Zawsze znajdzie sposób na dojście do celu.
OdpowiedzUsuńRozdział genialny, czekam na trzeci :)
Pzdr.!
napisz błagam szypko kolejny rozdział
OdpowiedzUsuń