niedziela, 31 stycznia 2016

Rozdział V - Kolczatka, pokrzywa i żelazna dziewica!



        Żadne z zainteresowanych nie byłoby w stanie później powiedzieć, jak to się stało, zaczęło się  każdym razie od tego, że oparty o nogi Martyny Kubi znienacka zerwał się jednym sprężystym rzutem długiego cielska.
    - Co robisz? - zdziwiła się Martyna, której zrobiło się wcześniej dosyć błogo. Od środka grzała ją sake, od zewnątrz plecy Michała, a głaskanie było takie rozleniwiające. Na pewno dla niej, myślała, że i dla Dzika, a tu masz, zerwał się, jakby go ugryzła w tyłek.
    - Chciałem ci zerwać takiego, no - zaplątał się w wyjaśnieniach Kubi, również rozgrzewany przez japoński trunek, spożyty w niemałych ilościach. - Nenufara!
    - Gdzie ty tu masz nenufary, Dziku jeden? - zdziwiła się Martyna, wstając.
Chwycił ją za rękę i poprowadził dookoła sadzawki.
    - Tu, o! - wskazał triumfalnie kwiaty rosnące w wodzie, wśród talerzowatych liści. - Różowe!
    - To co, że różowe?
    - Bo zawsze mi się wydawało, że nenufary są żółte albo białe. A te nie są.
    - A! - oprzytomniała Martyna. - Bo to lotosy. No wiesz, jak w tej mantrze uspokajającej.
    - Jakiej mantrze? - zdziwił się Michał.
    - Jestem oazą spokoju, jak kwiat lotosu na niezmąconej tafli jeziora - zaintonowała. - Nie znasz tego?
    - Coś mi sugerujesz? - Kubi się lekko zjeżył.
    - E, nie - rzekła Martyna ugodowo. - Nawet ci do twarzy z tą twoją boiskowa furią.
    - Serio? - rozpromienił się jak wiosenne słoneczko.
Trzema wielkimi krokami wszedł w wodę i pochylił się nad kwiatami, chcąc zerwać jeden z nich.
    - Nie! - wrzasnęła Martyna. - Nie zrywaj!
Dzik się wyprostował i spojrzał na nią, zdumiony.
    - Dlaczego? - zdumiał się. - Chciałem ci dać.
    - Wolę jak rosną - odparła stanowczo.
    - Gdybyś sobie wpięła jeden we włosy, wyglądałabyś jak rusałka - oznajmił Michał.
    - A nie jak kolczatka? - zapytała Martyna podejrzliwie.
Kubi jęknął i wylazł z wody.
    - Długo mi to będziesz pamiętać? - zapytał. - Nie wystarczy, że mnie rosołem potraktowałaś po ten... delikatnych częściach mego jestestwa?
    - Ciesz się, że nie był gorący - odparła zaczepnie.
    - Cieszę się jak cholera. Jędzo.
    - Ja jędza, a ty narwana dziczyzna, z niewyparzonym jęzorem.
    - Nie jestem narwany. Ja się po prostu kieruję instynktem.
    - A co ci mówi ten instynkt teraz?
    W odpowiedzi Kubi pochylił się nad Martyną i zaczął ją całować. Zanim zdążyli się opamiętać, już wtoczyli się do stojącego nieopodal pawilonu herbacianego. Kubi jedną ręką zasunął drzwi z papieru, rozpiętego na bambusowym stelażu., drugą zaś zagłębił pod bluzką Martyny.
    Ich zbliżenie raczej nie należało do tych z kategorii wielkiego pierdolnięcia i błyskotrzasków na końcu. Szybkie zaspokojenie narastającego pożądania w całkowitych ciemnościach. Spoceni runęli na materac na którym zazwyczaj siedzą goście podczas rytualnego parzenia herbaty.
Przytłumiony wypitą sake, rozsądek Martyny powoli zaczął o sobie dawać znać.
"Co ja najlepszego zrobiłam?" - zapytała samą siebie w myślach. "Przed chwilą przeżyłam swój pierwszy raz z facetem, którego szczerze nie znoszę(nie było to do końca prawdą), naprana jak PKS w kompletnych ciemnościach.
    - Będziemy tak milczeć w nieskończoność?!- odezwał się Michał.
    - A co mamy przeprowadzić głęboką analizę?!- Dudzicka odpowiedziała pytaniem.
Michał parsknął śmiechem.
    - Dlaczego mnie to nie dziwi. - stwierdził cokolwiek sarkastycznie.
    - Co znowu?! Myślisz że jak się przespaliśmy to będziemy sobie wyznawać miłość wierszem? - zapytała.
    - Ależ skąd, kolczatko. Nie śmiałbym posądzić cię o romantyczne uniesienia. - zakpił.
    - Odezwał się romantyk za dwa złote. - parsknęła. - Mogłeś się wcale nie odzywać i oboje skorzystalibyśmy na tej sytuacji.
Kubi zatrząsł się ze złości.
    - Jestem romantyczniejszy od ciebie! - wstał energicznie potykając się o własny but. - Ręką wymacał spodnie od dresu i jął przeszukiwać kieszenie w nadziei że w którejś z nich jest telefon.
    Tymczasem Martyna postanowiła zignorować jego chamską wypowiedź, zaczęła szukać swojego odzienia.
Przyświecając sobie wątłym światłem komórkowego ekraniku Michał pełzał na czworakach po wyściełających pawilon matach, usiłując zlokalizować zaginioną skarpetkę. Pochłonięty bez reszty poszukiwaniem zaginionego fragmentu garderoby, nie zauważył, że z przeciwnego kierunku nadpełza Martyna, która zdążyła już przywdziać majtki, spodnie i koszulkę, nie mogła jednak namierzyć miejsca pobytu swego stanika. Ponieważ zaś również była zaabsorbowana poszukiwaniami, nastąpiło to, co musiało nastąpić.
Zderzyli się w ciemnościach i to tak pechowo, że Martyna trafiła głową prosto w nos Kubiaka.
    - Kurwa mać! - Dzik ryknął jak ranny niedźwiedź, łapiąc się odruchowo za poszkodowany organ i waląc przy tym trzymaną w dłoni komórką w czoło. - Ja pierdolę!
    - O rany, przepraszam! Zresztą ty masz światło, powinieneś widzieć, gdzie leziesz! - odpowiedziała Martyna, masując ciemię.
    - Ty jesteś jakąś chodzącą katastrofą! - wrzasnął Kubiak oburzony do głębi - Co się do mnie zbliżysz, to mi krzywdę robisz!
    - A ty jesteś cham! I żłób! - Dudzicka cisnęła w niego jego własną skarpetką. - Nieokrzesany prostak!
Kubiak złapał brakujący element odzieży i zerwał się z maty.
    - Powinni nazwać twoim imieniem jakiś huragan! - oznajmił gniewnie.
Odsunął drzwi i chciał ruszyć ostro do przodu, ale nogi zaplątały mu się w coś czarnego, prawie niewidzialnego w panujących w pawilonie ciemnościach. Zamiast tego runął więc na twarz, amortyzując upadek rękami.
    - Zabieraj te racice z mojego stanika! - ryknęła bojowo Martyna, odplątując swoją własność, zamotaną wokół adidasów Kubiaka.
    - Kolczatka, pokrzywa i żelazna dziewica! - fuknął Michał, wstając. Sięgnął ręką za siebie, po czym się zreflektował. - Co za zjebany kraj, ta Japonia, nawet drzwiami trzasnąć nie można!
Ściskając pod pachą odzyskany fragment garderoby Martyna pomaszerowała do swojego pokoju, przysięgając sobie, że nie tknie więcej tego brodatego żłoba nawet narzędziem na bardzo długim trzonku.
Podczas powrotu do kraju unikali siebie nawzajem bardzo starannie, traktując się wzajem jak powietrze.

    Martyna nie wyjechała z reprezentacją na Mistrzostwa Europy w Bułgarii, gdyż do pracy zdążył wrócić etatowy fotograf.
Chłopcy zmęczeni po wojażach w Japonii ostatecznie skończyli przygodę z turniejem na ćwierćfinale, po sensacyjnej i spektakularnej przegranej ze Słowenią. Jedynym pocieszeniem dla Mistrzów Świata był fakt, że Słoweńcy dotarli do finału przegrywając z silnym zespołem francuskim.
    Tymczasem unikająca wszystkich związanych z  światem siatkówki, Martyna została zaskoczona w swoim krakowskim mieszkaniu przez Jagnę i Marian.
    - Witaj dziewczę!- Marian uśmiechnęła się do zaskoczonej fotografki wyjmując z torebki butelkę chianti. - Skoro góra nie przybyła do Jagny i Rudej to Jagna i Ruda przybyły do góry!- wyminęła dziewczynę wchodząc do mieszkania a za nią ubawiona Jagna.
    - Eeeee co wy tu robicie?- Martynę nagle odblokowało.
    - Gdzie masz kieliszki?- zawołała Jagna z kuchni.
    - Pierwsza szafka po lewej. - odpowiedziała Dudzicka. - Ponawiam moje pytanie. - spojrzała na Rudą rozsiadającą się na kanapie.
    - Przyjechałyśmy na shopping przedślubny. - Ruda wyszczerzyła się szeroko. - Wiesz, że za tydzień wychodzę za Zbysiaczka. Wysłałam ci zaproszenie!
    - Wiem. Nie miałam czasu oddzwonić. - zełgała Martyna. - Nie oddzwoniła bo głupio jej było odmówić a przecież doskonale wiedziała, że Marian zapyta o przyczynę. Co miała powiedzieć? "Sorry Ruda, ale przespałam się z Kubiakiem i wolałabym nie spotkać go ponownie?"
    - Terefere!- parsknęła Ruda. - Kręcisz nam tutaj coś Martynko.
    - I to bardzo! - przytaknęła jej Jagna.
    - Gadaj jak na spowiedzi! Krzysiek nam wszystko wygadał! - molestowała Marian.
    - Andrzej też mi coś wspominał. - mrugnęła dziewczyna Wrony.
Martyna złapana w krzyżowy ogień pytań w końcu skapitulowała.
    - Dobra muszę się wam do czegoś przyznać. - rzekła lekko zakłopotana . - W sumie to dość głupie.
    - Nooo?!- zapytały unisono Jagna i Marian.
    - Bo ja...bo ten...- plątała się Dudzicka.
    - No mówże kobieto! - wypaliła Ruda.
Martyna sapnęła jak parowóz, przymknęła powieki i wypaliła jak karabin maszynowy.
    - Przespałam się z Michałem!
    - Z kim?- Jagnę zatkało.
    - No z Kubiakiem!
    - Matkoboskukochany icoico? - dopytywała się Marian.
    - I jajco! - parsknęła Martyna. - Było szybko jak w pendolino, eksplozji żadnej, a te dźwiękotrzaski z powieści to jakieś kurde bujdy na resorach.
Marian i Jagna spojrzały na siebie wymownie.
    - Dzik jest taki słaby?
    - Toż to tragedia narodowa! Dzik bez ognia!
    - I nie było pożogi!
    - A jego broda łaskotała - dodała Martyna.
    - W co? - wyrwało się Marian.
Dudzicka spojrzała na nią z ukosa.
    - Za dużo chciałabyś wiedzieć - odparła.
    - Ja to nawet lubię jak broda łaskocze - wyznała w zadumie Jagna.
    - Aaaa! - Ruda potrząsnęła triumfalnie kieliszkiem. - Aha! To dlatego Wroniasty zapuszcza zarost na Rasputina! Wydało się!
    - Nie, zapuszcza na Rasputina, bo jest głąbem - wyjaśniła spokojnie Jagna. - Ale zgoli, jak go odstawię od łoża zgoli migusiem.
    - No więc - Martyna lekko podniosła głos. - No więc ten brodaty pata... znaczy chciałam powiedzieć Kubiak, będzie na waszym weselu. I będzie tak trochę niezręcznie.
    - Zaręczam ci, że Kubi będzie grzeczny jak aniołek - oznajmiła uroczyście Marian. - Już moja w tym głowa. Nawet mu powieka w twoim kierunku nie drgnie, choćbym musiała mu kaganiec nałożyć. Masz być na moim weselu! Odmowy nie przewiduję!
    - Ale ja ten... - zamamrotała Martyna.
    - Ten i tamten - Jagna dolała sobie wina. - Kieckę masz? Jak nie, to bierzemy cię z nami na ten szopink.
     Tym sposobem Martyna wzbogaciła się o nową kreację, w którą wbiła się jednak we właściwym dniu niechętnie. Nie, żeby kreacji cokolwiek dolegało, skądże znowu, piękna była i elegancka jak senne marzenie, ale myśl o spotkaniu Michała odbierała jej właścicielce chęć na jakiekolwiek rozrywki.
    Zgodnie jednak z zapowiedzią Marian, Kubiak na uroczystościach ślubno-weselnych prezentował maniery lorda. Martynę obrzucił jednym spojrzeniem, a stalowe oprawki jego okularów błysnęły przy tym niczym lodowce Arktyki i na tym się skończyły ich wzajemne kontakty, gdyż przezorna     Marian nakazała ich usadzić w przeciwległych krańcach sali. Bawiono się szampańsko, Igła wykonał około miliarda zdjęć i nakręcił materiał wideo wystarczający na film pełnometrażowy, oraz podkapował obecnym, że Andrzej Wrona oświadczył się Jagnie na schodach. Świeżych narzeczonych od razu wciągnięto na salę, wzniesiono mnóstwo wyczerpujących toastów, po czym przyszedł czas na oczepiny, skrócone do rzucania welonem przez młodą i muszką przez młodego.     Welon zleciał na głowę próbującej się dyskretnie ewakuować z sali Martynie, natomiast ciśnięta przez Zibiego muszka wyleciała łukiem pod sufit, przeleciała nad stołem, po czym wdzięcznie łopocząc końcami opadła akurat na konsumowanego przez Kubiaka dewolaja.
    - Kubiiii, wstawaj! - zaryczeli unisono Zibi, Igła i uchachany Kadziu.
    - Ja tego nie złapałem - oznajmił z zimną krwią Kubiak, podnosząc muszkę z talerza widelcem. - Zabierzcie to sobie.
Martyna miała ochotę zapaść się pod parkiet, albo wejść pod stół. Wszystko, byle nie taniec z Kubiakiem.
    - Dziku, wybranka czeka! - oznajmił gromko Zibi. - Au! No co?
To Marian, uświadomiwszy sobie niezręczność sytuacji, kopnęła go w kostkę.
    - Zamknij się - wysyczała półgębkiem.
    - Ja tego nie złapałem - Michał cisnął trzymaną na widelcu muszką w głąb sali. Poplamiona nieco tłuszczem ozdoba wylądowała na ramieniu stojącego na parkiecie Bieńka.
    - No to sobie potańczcie!
Przepojona ulgą Marian wepchnęła Martynę w objęcia Bienia z taką energią, że Dudzicka zaparkowała twarzą w gorsie jego koszuli.
Przetańczyli ten jeden obowiązkowy taniec, a reszta wesela przebiegła bez zgrzytów.

    Tydzień później Martyna objuczona jak juczna kobyła wtoczyła się do hali odlotów warszawskiego lotniska.
Po czterogodzinnym locie wylądowała w samym sercu Anatolii- Ankarze. Na lotnisku przywitała ją długonoga turecka piękność o olśniewającym uśmiechu, czekoladowych oczach w ciemnej oprawie rzęs i burzy kasztanowych loków.
    - Witaj. - przywitała Martynę tradycyjnymi dwoma pocałunkami w policzki. - Nur Aksoy.
    - Martyna Dudzicka. -
    - Martina Du cicka - powtórzyła niegramatycznie Nur. - Macie śmieszne nazwiska w tej Polsce. Ale jakoś się nauczę. - zaśmiała się perliście.
    - Wasz język też nie jest łatwy. - odpowiedziała rozbawiona Martyna.
    - Dla was - Europejczyków mówimy jak Yoda z Gwiezdnych Wojen!
    - Dokładnie. Macie dziwny szyk zdań.
    - Nie musisz się jednak stresować zajęcia na uczelni dla wymiany będą po angielsku. Nasi wykładowcy dają radę, zwłaszcza Selim Ergenc! Och on jest boski! - na piękną twarz Nur wypłynął krwisty rumieniec.
    - No, no - mruknęła Martyna, patrząc na spłonioną koleżankę. - To musi być wyjątkowy gość.
    - Naprawdę jest wyjątkowy! - zapewniła Nur ogniście. - Zresztą sama zobaczysz. Ta wiedza, ta elokwencja, te oczy, ten głos...!
    Tak rozmawiając zapakowały się do samochodu Nur. Owa subtelna piękność prowadziła jak szatan, bez trudu radząc sobie w rozpasanym ruchu ulicznym Ankary. Mieszkała zaś w nowoczesnym, dwupoziomowym apartamencie, mieszczącym się w równie nowoczesnym budynku.
    - Tutaj, na parterze mieszka mój brat, którym się absolutnie nie przejmuj - nadawała Nur. - Jest absolutnie nieszkodliwy, chociaż bywa idiotą. Nasze pokoje są na piętrze.
Wspinając się za nią po schodach, Martyna z lekką zawiścią podziwiała lekkie, pełne wdzięku ruchy Nur. Ta dziewczyna nie chodziła, ona płynęła nad ziemią, jak jaka bogini.
Bogini tymczasem zaprezentowała uroczy salonik, sypialnie i łazienkę, a panna Dudzicka uświadomiła sobie, że jej bagaże zostały w samochodzie. Jednak gdy napomknęła o tym Nur, ta uniosła dłoń gestem, godnym sułtanki.
    - Przecież nie będziesz sama tego dźwigać - oznajmiła stanowczo. - Iskander! Iskander!
Zeszła na dół, Martyna za nią.
    - Iskander! Gdzie ty znowu jesteś!
    - Wołałaś mnie siostro? - niski głos wlał się niczym płynna czekolada w uszy Martyny. W progu kuchni ukazał się ciemnowłosy mężczyzna z krótką brodą i przepastnymi, brązowymi oczyma.
    - To jest Martyna - dokonała prezentacji Nur. - A to Iskander, mój brat. Chociaż upiera się, aby mówić do niego Alex. - wywróciła oczyma.
    - Miło mi panią poznać - rzekł Iskander - Alex tym swoim urzekającym głosem. Martyna stwierdziła, że oddałaby mu się w jasyr bez chwili namysłu.


__________________________________________________________________

Witajcie! 
Przybywamy z piątym rozdziałem Dzika i Martyny!
Miłego czytania! 

                                                          F&M :)

PS. A tak wyobrażamy sobie sexy Iskandera aka Alexa!
:D



12 komentarzy:

  1. Jesteście genialne. Rozdział pożarłam w ciągu kilku minut, jak zwykle prawie spadając z łóżka. Uwielbiam waszego Kubiak, który w tym rozdziale miał wyjątkowego pecha. Muszka pobiad wszystko.
    Czekam na neta i weny życzę.
    Luna

    OdpowiedzUsuń
  2. No nie źle. Misiek miał pecha. Jestem ciekawa kiedy oni dojdą do porozumienia.

    OdpowiedzUsuń
  3. Szerze się do tego telefonu z otwartą buzią. Ja się nie moge doczekać ich reakcji jak się spodkaja w tej Ankarze. Nie moge się doczekać kolejnego rozdziału <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Super rozdział,
    Martyna w Ankarze zapewne nie przypadkiem, czekam na kolejny i nie moge się go doczekać.

    OdpowiedzUsuń
  5. Końcówka wymiata! Jesteście genialne! ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. świetny rozdział. a planujecie coś dodawać na blogu "Jestem Julią"?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Planujemy się za to zabrać w okolicach czwartku, ale kiedy dodamy tego jeszcze nie wiemy :)

      Usuń
  7. Akcja się rozkręca widzę ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Super rozdział ! Już się nie mogę doczekać następnego ;D

    OdpowiedzUsuń
  9. Ciągnie misia do miodku, oj ciągnie. :D Znaczy Martynę do Michała. I chyba sama już doszła do tego wniosku... No i on z resztą też, skoro instynkt dzika mu podpowiadał, żeby ją wyrwać.
    Szybki numerek w pawilonie? Haha, no to ich poniosło troszeczkę. :D Ale po alkoholu to nawet kolczatka ulegnie Dzikowi.
    Tylko te ich niewyparzone gęby... Żeby się kłócić zaraz po?...

    Marian jaka ciekawa, w co łaskotała broda Dzika. :D
    Ja to popieram Jagnę, broda jest po to, żeby ją zgolić.

    Biedny Bieniu, taki zszokowany, że tu nagle musiał tańczyć. :D
    Ale Kubiak mógł schować tą swoją urażoną dumę i jednak ten jeden taniec odtańczyć. Ujmy na honorze by mu to nie przyniosło.
    No chyba, że mieli się pozabijać podczas tego tańca.

    Nie jara mnie Iskander, haha. :D
    I czekam, aż Dudzicka spotka Kubiaka w Ankarze.

    Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Nadrobiłam i jestem! :) Rozdział świetny, w sumie pozostałe też i z niecierpliwością czekam na następny!
    Martyna w Ankarze? Może być ciekawie i jestem pewna, że na pewno będzie. :)
    Pozdrawiam cieplutko!

    OdpowiedzUsuń